Drodzy moi!
W prawdzie LePetitka Marché i rzeczy z tym związane pochłonęły mnie bez reszty, ale odczuwam potrzebę podzielenia się z Wami moimi dzisiejszymi emocjami. Za dużo ich żeby trzymać wszystkie w środku, w końcu się muszą gdzieś ulotnić, wylać, wysypać. A tu najlepiej.
I tak sobie myślę, że ta energia pozytywna jest z uświadomienia sobie pewnej sprawy. A mianowicie tego, że każdy ma inaczej i ciągłe poczucie niesprawiedliwości utrudnia cieszenie się nawet z najmniejszej sprawy. Więc się pogodziłam.
Z tym, że mimo wykształcenia i doświadczenia zarabiam najmniej z otoczenia.
Z tym, że wzrostu to ja nie mam zbyt dużo, a wszyscy inni tak! I że Ci wszyscy inni mogą kupować normalne spodnie i nie muszą ich skracać, i że kozaki sięgają do połowy łydki im a nie do kolana, i że te same kozaki zwężenie mają na początku łydki dla wszystkich a nie na jej samym końcu przez co kozaków zakup dla mnie graniczy z cudem.
Z tym, że mimo uważania na to co jem, odżywiania się przeważnie sałatkami, ciemnym chlebem i mimo picia zielonych herbat i wody, tyję szybciej niż te co się objadają tortillami, pizzami i makaronami z sosem beszamelowym. No dobrze. Z tym pogodziłam się na pół. Ale przynajmniej wiem, ze powinnam się pogodzić:)
I jeszcze z tym, że nie zawsze wszyscy mówią prawdę, że obiecują coś a potem nie dotrzymują słowa, że oszukują, i że wcale nie wszyscy mają dobrą naturę.
I jest jakby lepiej. Jakby luźniej się żyje. I choć dalej się we wszystko zanurzam i angażuję uczuciowo, emocjonalnie i zwyczajnie najbardziej jak mogę, uczę się nie reagować na wszystko 100% gniewem, radością (choć to akurat trudne) i wybuchem płaczu. Uczę się - nie oznacza, że tak nie jest. Bo na przykład nie dalej niż w piątek, gdy się dowiedziałam o narodzinach skrzata z trudem opanowałam chęć podskoków na koryatarzu w pracy. W tajemnicy ...nawet wykonałam z trzy, ale jak nikt nie widział :) I trudno też, jeśli ktoś mnie obwinia i mówi przykre rzeczy, zachować zimną krew i się nie popłakać, nie odpowiedzieć drżącym głosem.
Chciałabym jeszcze mieć taki wewnętrzny spokój i być opanowana, ale to chyba nie tkwi już w mojej naturze choleryka. Ale chciałabym się nie wzruszać przy byle jakim tandetnym filmie, albo wtedy jak się dostaje magnetofon na urodziny i jak się czyta życzenia i charakterystykę imion. Przy byle jakiej sytuacji. Albo chciałabym nie być w gorącej wodzie kąpana, nie reagować impulsywnie, chciałabym najpierw pomyśleć a potem zrobić. No niestety - w praktyce wszystko wychodzi na odwrót. I chciałabym przestać kochać niepraktyczne rzeczy, albo jakieś takie nikomu niepotrzebne. Zgłaszać się na ochotnika wszędzie a potem się złościć, że kurcze...zawsze ja! że po co mi to było. Ale tak to jest. Nie wiem tylko, czy w moim imieniu siedzą te emocje, czy w znaku strzelca, czy po prostu we mnie. Może się kiedyś zmienię i będę jak te wszystkie kobiety, które z wielką elegancją i niespiesznymi ruchami wsiadają do auta i z niego wysiadają, które z gracją wyciągają portfel z idealnego porządku w torbie i które nie wiedzieć czemu zawsze mają idealne paznokcie i fryzury. Może w końcu przestanę obgryzać swoje pazury i może w końcu ludzie w pracy przestaną mi mówić..żebym coś zrobiła z tymi włosami. Ale uwierzcie mi. Czeszę je kilka razy dziennie, układam, ale one po swojemu żyją. To co je będę zmuszać. Albo może kiedyś będę zawsze na czas na przystanku a nie zawsze z zadyszką wsiadać do tramwaju. I może kiedyś założę spodnie w kant i do tego marynarkę pasującą i buty na obcasie co nie są zawsze za duże i pójdę spokojnym krokiem, wyszykowana i będę w miejscu umówionym piętnaście minut wcześniej. Ahh uwielbiam takie kobiety i podziwiam je za to, że wstają ten jakiś długi czas przed pracą i dbają o to by wyglądać nienagannie, za to, że są otulone drogim zapachem, który unosi się jeszcze długo za nimi i które są takie pewne siebie, co po nich widać.
Pracuję nad tym. Póki co zakałdając cokolwiek wyglądam jak mała dziewczynka, mam bałagan w torbie, na głowie i w głowie, biegnę do autobusu po drodze zatrzymując się by pogadać z kotem i go potarmosić, chodzę sobie na boso i za dużo mówię. Stanowczo za dużo. Mam ataki śmiechu jak czwartoklasistka i rządzą mną emocje a nie ja nimi. Wybieram kalosze w paski zamiast eleganckich modnych i sukienki w kwiatki, falbanki i piórka z bawełny zamiast dopasowanych z eleganckiego materiału. Tańczę skacząc po całym domu i chodzę na czworakach po schodach. Ale nic to.
Mimo, że nad tym pracuję, powoli dochodzę do wniosku, że to nie ma sensu bo przecież inna zupełnie jestem. I chyba się z tym pogodzę.
O... takie kobiety podziwiam...
 |
http://crushculdesac.tumblr.com/ |
 |
http://www.ciacha.net/blogi/ronaldovva/2013/06/sesja_nagore_dla_hiszpanskiego_vogue_/1 |
 |
http://4.bp.blogspot.com/-95XL6MGj_nM/UE2jW9K-M7I/AAAAAAAAALE/K1Yh7kbVgs0/s1600/16.jpg |
|
 |
http://crushculdesac.tumblr.com |
Śliczne prawda? Widać pewność siebie i taką kobieca kobiecość.
I tak z ta energią żyję dziś. Nie wiem czy od kawy czy od
czekolady, czy od słońca czy od czego ją mam. Ale mam. A właśnie. Jadę na wakacje! No
dobrze. Wakacje to zdecydowanie za dużo powiedziane ale nazwę je tak bo w
tym roku na żadne inne zapewne nie pojadę. a więc moje wakacje będą
trwały całe trzy dni weekendu ale nad morzem. I choć milion razy wolę
góry niż morze, może być :) Będę chodzić na boso po piasku, zjem gofra z
cukrem pudrem, dorsza z frytkami i porobię zdjęcia. Oby nie padało.
Przyznaję szczerze, że odkąd mieszkam tu gdzie mieszkam a trwa to całe
dwa tygodnie to nie chce mi się nigdzie chodzić, jeździć itd. Czuję się
trochę jak na wakacjach :) Fajne uczucie.
Buziaki przesyłam wszystkim w ten słoneczny wtoreczek!
I jestem ciekawa Waszego zdania na temat tego pogodzenia się i kobiecej kobiecości. Jeśli takie jesteście - zdradźcie mi przepis :)