Zawsze grzeczna, miła i uśmiechnięta.
Żeby tylko nikomu nie zrobić krzywdy,
żeby tylko sobie nikt źle nie pomyślał.
Przecież każdy musi mnie lubić bo jestem
uczciwa, życzyliwa, poprawna.
"Zrób to, to i jeszcze tamto" - słyszę
"Nie ma problemu", "Nie ma sprawy", "Ok. chętnie" - odpowiadam.
I tak od ponad ćwierć wiecza.
Mimo, że właśnie
"Jest problem", "Jest sprawa" i "wcale nie chętnie" - odpowiadam odwrotnie zupełnie.
Teorie asertywności mogłabym wykładać.
Mogę też przeprowadzić praktyczne ćwiczenia.
Ale w życiu jakoś nie wychodzi.
Jakoś zawsze, żeby kogoś nie urazić.
Żeby przypadkiem sie nie obraził ten ktoś.
Żeby sobie o mnie źle nie pomyślał.
Broń Boże!
I tak nagle nastało dziś.
I wraz z nim pierwsze "nie".
Delikatne, eleganckie ale znaczące "nie".
Męczyłam się przeokropnie
i przed nim i w jego trakcie i po nim.
"Nie" spowodowało wielkie otwarcie ust wszytskich w okół.
Zdziwienie, "ale jak to nie?" i atak.
Strasznie boli ten klimat po "nie"
Taki atak, oceny niemiłe.
I tak sobie myślę, że to być może nie przez samo "NIE" tylko
przez zbyt późne "NIE".
------------------------------------------------------------------------------------------------
Wróciłam z wakacji.
Pełna energii i z duzym dystansem do świata i tego wszystkiego co w okół.
Trwało to tydzień.
Znów jest niestety podobnie.
Ale wiem, że asertywność i nie pozwolenie sobie wejść na głowę jest ważna.
Dla mnie w tej chwili najważniejsza.
I będę się uczyć i starać wcielić ją w życie.
Nawet kosztem po "NIE"
Macie też z tym problem?
Oh kochana! tęskniłam!
OdpowiedzUsuńA żebyś wiedziała że też miaiałam (phi! mam!) ten problem... ale teraz jak mi się cały świat na głowę zwalił to się trochę nauczyłam mówić NIE. Bo nawet jak potem ma być nie przyjemnie to czasem trzeba je powiedzieć i się postawić :) A szczególnie jak coś trzeba w urzędzie załatwić :P
buziaki
Groszku mój. Jak Ty to robisz, że zawsze pierwsza komentujesz :)
Usuńja też teskniłam. Jak u Ciebie jest jesiennie i wełniano cudnie! Przegladam juz trzeci raz Cię :)
BUZIAKI
Mamy, mamy z tym problem! i tak myślę, że to zdecydowanie problem zbyt późnego "NIE". Ale warto!
OdpowiedzUsuńcmok-smok
Dziekuje Ci Sylwia.
UsuńNie dobrze ze mamy z tym problem, ale dobrze ze nie jestem sama :)
Brakowało mi Ciebie, choć udzielam się rzadko...
OdpowiedzUsuńTen post...
Nawet nie wiesz, jak bardzo jest dziś na czasie...
Zerknęłam na bloga, żeby się opanować i widzę coś nowego u Ciebie...
Dziś też powiedziałam NIE...
Nie dało się elegancko... było stanowczo, nie dało się bez ozdobników łagodzących...
Aż popłakałam się z tego wszystkiego, ręce wciąż drżą, a na policzkach rumieniec brunatny- nie, nie wstydu, bo wiem, że miałam rację, że tę rację swoją dusiłam w sobie zbyt długo- to rumieniec złości okropnej, która w końcu znalazła ujście.
Wiesz, choć przykro mi bardzo, bo usłyszałam tak wiele złych i niesprawiedliwych słów w zamian, to jednak gdzieś na obrzeżach pojawiło się już przekonanie, że dobrze się stało- szkoda tylko, że dziś, a nie kilka lat temu.
Trzymaj się, kochana, cieplutko:)
Pozdrawiam i obu nam życzę częstszego braku oporów wobec słusznego NIE:)
Ja też. Ja tez ryczałam, beczałam i wyłam.
UsuńMadelinko dziękuję Ci za ten komentarz, okazuje się, że nie jestem sama.
Ja sie dopiero uczę. Ale sama wiesz jakie to beznadziejnie trudne.
Ahhh
trzymajmy sie. Dziękuję Ci raz jeszcze! Za udzielenie się :)
nie ma za co- postaram się częściej, ale gdy nie mam do powiedzenia nic odkrywczego, szkoda mi marnować czas, jaki ktoś musi poświęcić na "czytanie mnie";)
UsuńI wiesz- to jest trudne, ale czy beznadziejnie? Po solidnej porcji melisy z pomarańczą mieszanej laską cynamonu (genialny wynalazek na smutki:) stwierdzam, że jest jak najbardziej "nadziejne"- bo cała nadzieja w tym, że się nauczymy:) Ależ namotałam, ale dziecię moje niecierpliwe usiłuje stawiać pierwsze kroki i muszę co rusz ją łapać, a to nieco utrudnia skupienie:)
ja uwielbiam czytać nawet jesli jest to sama kropka i uśmieszek :) Dziękuje raz jeszcze.
Usuńaha i nie namieszałaś.. MAsz racje. Jest to nadziejnie !!!
"Nie" uczę się od jakiegoś czasu. Łatwo nie było na początku i teraz też bywa niełatwo. Może dzięki temu (lub przez to) straciłam czyjeś sympatie. Ale czy warto było je tracić i równocześnie zyskać szacunek do siebie...? Warto. Bo po co Ci czyjes lubienie tylko wtedy, gdy może na Tobie "powisieć"...? Po jakimś czasie, lubisz siebie bardziej. Bo tu nie chodzi o przysłowiowe tupanie nóżką typu "nie bo nie", tylko o zachowanie godności i poszanowania siebie samej.
OdpowiedzUsuńI wiesz... moja dziś już przyjaciółka (wtedy jeszcze nie) powiedziała mi kiedyś, że ceni we mnie właśnie prostolinijność i prawdziwość, bo jeśli czegoś, nie mogę, nie chcę czy nie lubię staram się to powiedzieć. Piszę staram, bo zawsze bywa trudno.
W efekcie zyskałam przyjaźń tracąc bezwartościowe znajomości...
Ale byłabym bezduszna, gdybym mogła powiedzieć, że "nie" nie boli... Czasem chociażby dlatego, że odkrywa czyjeś karty...
Ściskam Cię mocno!
dominika
ahh jak dobrze, że napisałaś.
UsuńJa sie nie mogę pogodzić z tym, że strace sympatie. Nie wiem czemu. Tak mam.
Dziękuję Ci jednak za te wszystkei dobre słowa.
Prostolinijność i prawdziwość....tak to sa wartości które cenie w innych tez.
Na prawdę dziękuję za te słowa.
Mam, cały czas toczę boje, żeby używać to słowo. Ale wiesz coraz częściej dochodzę do wniosku, ze jeżeli postępuję zgodnie z moimi zasadami i przy tym nie krzywdząc innych - to czemu nie używać słowa NIE jak wiemy, że NIE podołamy...
OdpowiedzUsuńAhhh... toczyć bój to jest dobre określenie na to co sie dzieje własnie.
UsuńWłaśnie dokladnie. Nie dac sobie w kaszę dmuchać! trudne tooo jak nie wiem:)
Muszę przyznać, że zaglądałam do Ciebie co jakiś czas, czy nie przeoczyłam tego, że wróciłaś, bo ostatnio mało systematycznie zaglądam na blogi i powiem szczerze, że normalnie się stęskniłam! Dobrze, że już jesteś :-)
OdpowiedzUsuńOdnośnie mówienia nie, mam podobne doświadczenia. Zawsze zachowywałam się tak, że wszystkim na świecie podałabym serduszko na dłoni, a ludzie sprytnie to wykorzystywali. Sama doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie potrafiłam się zmienić. Wracałam do domu z tą złością, która we mnie tkwiła i wylewałam łzy, bo nie potrafiłam inaczej. Wydarzenia ostatniego roku trochę dały mi w kość i w końcu się ogarnęłam.
Myślę teraz, że każdy musi przede wszystkim myśleć o sobie, nauczyć się nieco egoistycznie patrzeć na świat, bo trzeba umieć zadbać o siebie. Wtedy dopiero można czuć się dobrze. Ja przestałam przejmować się tak bardzo jak robiłam to wcześniej ludźmi wokół mnie, co prawda nadal jestem obowiązkowa i czasami, gdy mi to nie szkodzi i za bardzo nie złości daję się wykorzystać, ale umiem powiedzieć to NIE kiedy coś zaczyna się we mnie gotować. Dzięki temu przewartościował się trochę mój mały świat, zmieniło się lekko grono najbliższych mi osób, ale wiem, że są to teraz ludzie, którym rzeczywiście na mnie zależy i którzy umieją o mnie zadbać.
Pierwsze nie, jest przełomowe i towarzyszy mu ogromna ilość emocji, chociaż...czy kolejne nie są podobne?
Ciągle się uczę asertywności, jest mi do niej daleko, ale zawsze to o ten jeden krok bliżej :-)
Ściskam mocno!
Witaj z powrotem :-)
Cześć śliczna moja jesienna Moniszko! :) Dziękuję za odiwedziny i stęsknienie się. Wzajemnie!
UsuńWydarzenia ostatniego roku Cię zmieniły. Może mnie zmienią te. Mam nadzieję. Bo to co piszesz w drugiej części wpisu bardzo mi się podoba. Jest takie odważne i kobiecie!
Masz racje świętą. Nie mozna pozwolić by sie w nas gotowalo. Trzeba po prostu odpowiedzieć NIe. Po prostu - niby takie proste :)
Dzieuję Ci za Twoj wpis, Twoje słowa.
Buziaki
ja kiedyś miałam ten problem, ale praca w korporacji mnie zmieniła i stałam się pyskata... ograniczam wykorzystywanie mnie jak tylko mogę, i to chyba nie asertywność jest dla mnie trudna, tylko myśl, że ludzie są beznadziejni i wykorzystywanie innych to ich drugie ja (mam ten problem odkąd mieszam w Rzymie i dostaję maile od ludzi, z którymi nie rozmawiałam od miesięcy, typu - "pomyślałam, że cię odwiedzę".. gdybym nie była asertywna, musiałabym otworzyć w domu hotel).. czasami nie warto być zbyt miłym.. ale najważniejsze, to mieć wokół siebie ludzi, za których warto skoczyć w ogień:)
OdpowiedzUsuńMnie właśnie korporacja kochana zmienia.
UsuńBardzo dobrze. Niech tak będzie. ale wiesz co? Nie pomyslałabym nigdy Że tak można zrobic z tym nocelgiem. No wiesz?! Świństwo!
Ale ale Madzia!!!!!
GRATULUJE Ci firmy. Tak się cieszę! :) powodzenia zyczę! To wizyta w Polsce cię natchneła?
BUZIAKI
dziękuję:) tak, wizyta w Polsce i garstka przyjaciół, którzy mi zostali, utwierdzili mnie w tej decyzji:))
Usuńbuziaki!!
Podpisuję się pod pierwszą częścią Twojego posta, to również o mnie. Ale w przeciwieństwie do Ciebie, kiedy zaczęłam mówić nie poczułam, że nic się złego nie dzieje, świat się nie wali, a bywa nawet lepiej. Trzeba tylko trzymać się zasady
OdpowiedzUsuńPowiedzieć: nie i nie tłumaczyć dlaczego! Nie i koniec. Nie miej poczucia winy, że nie.
Zobaczysz, że inni tylko na początku protestują, oburzają się, później będą Cię bardziej szanować.
Powodzenia
marta
no własnie kochana mi się troche zawaliło otoczenie. Przez cały ten czyjś szok!
UsuńNagle "jak to nie?" i foch całego świata a nawet ocenianie mnie jako nietakiej , niedobrej itd.
Nie miej poczucia winy, że nie. Mądre slowa. I własnie tego nie umiem dokonać.
ciagle się obwiniam.
Dziekuje Ci Marto!
taki problem jest zawsze :) niestety
OdpowiedzUsuńale kiedyś trzeba nauczyć się mówić, inaczej w którymś momencie aż za dużo się tego nazbiera i albo się padnie pod ciężarem albo będzie takie NIE, że się nikt nie spodziewał
no własnie mi sie nazbierał prawie rok i nastąpiło takie NIe, że nikt sie nie spodziewał.
UsuńBył otoczeniowy szok :)
ała.
Oooo tak magiczne, a jakże trudne słowo!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Tak. Magiczne i trudne.
UsuńTrzeba wyczuć kiedy i nauczyć się go.
OdpowiedzUsuńLepiej późno NIE, niż wcale... ;-)
Ja też miałam ten problem. Od zawsze. Żeby tylko nie sprawić komuś tej cholernej przykrości... I widzę, że jest nas sporo, które mają problemy z mówieniem nie. Ale ja od jakiegoś czasu się go nauczyłam. I choć często nadal to bardzo przeżywam i często jest mi przykro i jakoś tak źle... nauczyłam się mówić NIE. Bo czasem trzeba...
A co do poprzedniego posta - mam identycznie. Uwielbiam podróże, to mnie nakręca! A najbardziej lubię ten moment, kiedy dopiero wyruszyliśmy i jeszcze wszystko przed nami.... ach! :-D
A gdzie byłaś? :-)
Uściski! :-*
:) dokladnie.
UsuńAhh problem mam duży. Ale jak sie go nauczyłaś? Jak? jak tego dokonałas?
łagam zdradź mi przepis :)
Ahhhh byłam na sycylii jeszcze o tym opiszę :)
Buziaki Julitko!
Tylko 3 litery a tak wiele znaczą ... i dla nas i dla innych :) Ja nauczyłam się mówić NIE i to takie wielkie NIE już dawno temu ... i czuję się z tym wspaniale. Przecież nie robię nikomu krzywdy, wyrażam tylko swoją niechęć, niedyspozycję, brak czasu, ochoty, sprzeciw ... wyrażam siebie ...
OdpowiedzUsuńcałuję :):):)
Kochana LadyDi! :) Jak dobrze, że tu jeszcze zaglądasz:)
UsuńJak sie nauczyłaś mówić NIE.
Jak?
Wyrażam siebie - no dokładnie. JAK?
Buziaki!
Też czasem mam ten problem. Potrafię powiedzieć NIE, ale bywa, że tak jak Ty, stresuję się tym. Męczę się.
OdpowiedzUsuńWażne, by nauczyć się mówić NIE w sposób uprzejmy i w taki, by nikogo nie urazić :)
Pozdrawiam ciepło :)
Tak. Masz racje.
UsuńGorzej jak ktoś małą pewność siebie wykorzystuje do tego stopnia, że potem juz powiedzenie NIE nie może być miłe.
Bo przerywa czyjąś wygodę.
Ahhh trudne to...
pozdrawiam!
Serio? :)
OdpowiedzUsuńMałymi krokami. No ja wczoraj pierwszy krok popełniłam i teraz czekam na burzę albo na ciszę albo nie wiem na co. Wszystko się okaże.
Mądrze piszesz. Ja się dopiero ucze ale trzymam kciuki że się nauczę :)
Dziękuję Ci za obecnośc i słowa! BUZIAKI
Asertywność to ten nie jest moja dobra strona. Niestety jest to często wykorzystywane przeciwko mnie...
OdpowiedzUsuńohh Jagódko. Wykorzytywanie ciagłe. To straszne!
UsuńZapisujesz się do klubu mówienia nie?
Petitko, świetnie Cię rozumiem! Znam wszystkie zasady asertywności, umiałabym znaleźć dla nich praktyczne zastosowanie, ale ciężko tak... Jest coraz lepiej, trenuję i doszkalam się, bo to tak przydatna umiejętność! Życzę powodzenia i w Twoich "treningach"! Pozdrawiam ciepło, S.
OdpowiedzUsuńa jak trenujesz?:) i jak sie doszkalasz? zdradź jakiś patent :)
Usuńi powodzenia!!!
Petitko gratuluję przełamania się i głośno wyrażenia swojego zdania i powiedzenia NIE !!
OdpowiedzUsuńnie wolno sobie wejść na głowę....też umiem o tym mówić, a jak przyjdzie coś do czegoś to też mam z tym problem...żeby wszędzie wkoło było dobrze i każdy był szczęśliwy ale czasem...trzeba pomyśleć o sobie a nie o wszystkich....
od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga :) śledzę i komentuję :) zaczęłam od 1 notki :)
lubisz Francję jak ja :D
będzie mi bardzo miło jeśli do mnie wpadniesz sissi1910.blogspot.com :)
pozdrawiam cieplutko ;*
:) Hej Sisi. ty chyba Francje kochasz co?? sądząc po Twoim blogu :)
UsuńDziekuje za odwiedziny i komentarze.
no wlasnie z tym wejsciem na głowe. niby proste wszytsko w teori ale praktyka okazuje sie zupelnie trudniejsza:)
Pozdrawiam Cię goraco!
Po pierwsze bardzo się cieszę, że wróciłaś do swojego miejsca w sieci. A odnośnie Twojego wpisu na temat trudnej sztuki mówienia ,,NIE'' to uważam że jest to umiejętność, której się trzeba nauczyć. Początki zawsze są trudne ale później już się tak tego nie przeżywa. Więc głowa do góry bo za każdym kolejnym razem będzie łatwiej.
OdpowiedzUsuńDaj znać jeszcze gdzie pojechałaś na ten urlop?
shebis.wordpress.com
Pozdrowionka
:) Wrocilam wróciłam. oczywiście ze napiszę:) Pokaze tez zdjeica! A co!
Usuńumiejetnosć której się tzeba nauczyć owszem! Ale pytanie brzmi jak!:)
Mam nadzieje ze bedzie juz teraz tylko i wylacznie latwiej. oby!
Buziaki!!!
Le PetitKo, nie od dziś czytając Twoje słowa...mam wrażenie, że o sobie czytam....Och Kochana, jak ja Cię doskonale rozumiem!!!...
OdpowiedzUsuńja też zbyt późno nauczyłam się mówić NIE...i teraz nie dość, że sama czuję się źle....to w dodatku, w niektórych sytuacjach spotykam się z tak negatywnym odbiorem mojego Nie, że aż boli.....
...zdarza mi się mówić nie...ale bardzo rzadko...i niestety asertywność nie jest moją mocną stroną....:(
Ściskam Kochana...a w uszach Edyta...ale mi z Nią po drodze na tą jesień....:)
buziaki:*
P.S. ...jak znajdziesz receptę na NIE to proszę zdradź mi ją...
....aaaaaaaa....i zapomniałam o najważniejszym....!! OGROMNIE SIĘ CIESZĘ, ŻE JESTEŚ JUŻ:)
Usuń:***
Aż się robi ciepło na duszy jak się czyta takie komentarze.
UsuńOlu dziękuje za każde słowo napisane tu!
Strasznie mi miło :)
Ahh z tym mówieniem NIE. Juz drugi dzień po a mi dalej smutno...a to nie mi być powinno :) ahh pogmatwane to wszystko jest przeokropnie!
Ściskam Cię i dam znać jak zdradze receptę! Obiecuję!
Zazdroszczę Ci tej Sycylii ogromnie! Cieszę się że jesteś choć może zanim coś napiszę zawsze mija trochę czasu.
OdpowiedzUsuńJa jestem z tych co o sobie myślą na końcu, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę, o męża, córkę ale i o mamę. Czasem aż zła jestem że tak się zachowuję.
Nie boje się mówić nie jeśli już na prawdę tego chcę do tych najbliższych właśnie, oni zrozumieją, bo kochają i nie obrażą się. To wiem. Przyjaciele prawdziwi też zrozumieją.
A Ci inni, w pracy, znajomi mniej lub bardziej... nimi się nie przejmuję. Jeśli mogę to pomogę a jeśli nie mam ochoty to odmawiam. Może nie zawsze się udaje. Może czasem wybieram mniejsze zło i poświęcam się odrobinkę. Ale myślę że warto bo świat jest milszy jeśli i ludzie milsi są.
A w ogóle to szeroki temat do dyskusji wybrałaś:)))
Pozdrawiam!