niedziela, 31 marca 2013

Alleluja!

Pierwszy Dzień Świąt.

Życzę więc wszystkiego cudownego. 
Tak ciepłych i rodzinnych Świąt, żeby napełniły energią na długi czas!



Drodzy moi!
U mnie śnieżyca. Niby przesada i niby już dość ale przyznać muszę, że świat wygląda uroczo.
Zasypane wszystko - drzewa, drogi, pola. Ślicznie.
Brzuch mi powoli pęka od nadmiaru jedzenia. Mazurki, czekoladki, wędzone szynki. Pychotki istne!
Cieszmy się nadal! :) BUZIAKI WIELKIE!

piątek, 22 marca 2013

Apel do wiosny!


Piątek po pietnastej a ciśnienie we krwi jak nad poniedziałkowym rankiem.

Drugi dzień wiosny a jeszcze pierwszego nie było.

W sklepach tiule, muśliny i koronki, kupuję wełniane wszystko i lekko za duże.

Zamiast soków wyciskanych, wody z lodem, miętowe herbaty gorące piję z połową cytryny.

Nowalijki w sklepach, w lodówce mączne same potrawy.

U fryzjera dziś zamiast lekkich podcięć i rozjaśnień, przyciemniam włosy troszeczkę.

Balerinki na półkach uśmiechają się kolorami, na nogach kozaki po same... albo i za kolana.

Mieszkańcy miasta nie na wesołych spotkaniach po pracy lecz zapatuleni po uszy w domach siedzą.

Nie jak co roku siłownie pełne bo wiosna, bo ciało, bo moda, raczej ciepłe strawy w kuchniach są gotowane.

Zamiast energii wiosennej dzięki promieniom słońca, życzeń jej wiele i kciuków trzymane za nią.

Kłócą się prymulki, hiacynty i wielkanocne zajączki z niekończącym się puchem za oknem nawet nie białym.

Klucze ptaków już tydzień temu albo dwa przyleciały, ale jakoś nie budzą rano swoim świerkaniem.

Globalne ocieplenie a jakby chłodniej z dnia na dzień.

Zima trwa trzy miesiące w teorii a tym razem już prawie pół roku z nią mija.

Gniewają się moje krótkie rękawki, że tak szaliki i płaszcze faworyzuję.

Wszystko już gotowe jak nigdy. Wszędzie są kwiatki, ptaki, wydmuszki. Jest ochota!

Są miejskie rowery poprzypinane i czekające.

W kalendarzu wybił już czas najwyższy!

Są życzenia i "nie mogę się doczekać" też jest.

Jest za dużo porannego "O nie" przy wyglądaniu za okno z wielką nadzieją.

Jest rozczarowanie, niemoc, brak energii.

Już chce się jeść lody i chodzić bez rajstop.

Chce się biegać nawet i chce się siedzeć na ławce gapiąc się w słońce.

Chce się pachnące powietrze nie zimą.

Chce się już chcieć.

Nawet ja, która to zimę uwielbiam - chcę już zielone korony drzew i kwiatki na owocowych drzewach.

Chcę chodzić na boso po trawie.

I już nie chcę tych ciężkich płaszczy nosić i rekawiczek i szalów wełnianych.

Chce letnie apaszki i okulary przeciwsłoneczne!

Chcę długie kolorowe spódnice i wiatr we włosach chcę.

Apeluję! Proszę! Błagam!

:) :) :) :) :)







Ależ kolorków kolorowych :)

BUZIAKI I MIŁEGO WEEKENDU!

DZIĘKUJE ZA ODWIEDZINY I KOMENTARZE WAM SZYSTKIM I KAŻDEMU Z OSOBNA!


środa, 20 marca 2013

Nieznośna "perfekcyjność"




Kładziemy się spać z myślą „Boże jak w łóżku wygodnie”. Śpimy przez całą noc (nakremowani, wypielęgnowani, przeciwzmarszczkowi), śpimy niby kilka godzin a jakby piętnaście minut minęło. Dźwięk budzika przerywa spokój i zaczynamy dzień.
Żyjemy. 
Pełno w dniu rutyny, pośpiechu, braku czasu. To nic. Takie życie, takie czasy, taki styl.
Żyjemy. 
Jemy śniadanie, pijemy kawę z odtłuszczonym mlekiem, kilka kaw z kilkoma odtłuszczonymi mlekami nawet. Plotkujemy. Boli nas głowa, łykamy tabletki. Pijemy dużo wody bo przecież nawet małe dziecko wie, że zdrowa. Że najzdrowsza na swiecie! Natłok zadań w pracy, ani chwili na wytchnienie. Próbując skupić się na jednej rzeczy myślimy o tym czego nie mamy w lodówce a co tam być powinno, co zrobić na obiad i z czym kanapki na jutro. Najlepiej z sałatą taką niepryskaną. Nie ma już herbaty – trzeba dokupić. Idzie wiosna – w sumie już przyszła – może by przyozdobić dom tulipanem choć jednym? I umyć okna trzeba. 

Tysiące myśli, miliony. Tryliony informacji trafia do głowy, krążąc w niej i wcale się nie zatrzymując. Natłok. I nagle przypomina się, że przecież Kaśka miała wczoraj urodziny a ja głupiego sms’a jej nawet nie napisałam z mojego świetnego dotykowego telefonu, który powinien mieć aplikację "myśl za mnie czasem - proszę" – nie mówiąc już o krótkiej rozmowe przez telefon lub bezpośrednim spotkaniu. Wyślę tego sms'a dziś wieczorem…albo w tramwaju jak wyjdę. Napiszę sobie w kalendarzu. O mój Boże kartka pod tytułem 20.03 w pieknym kalendarzu cała zapisana – pęka w szwach. To, to i to – rzeczywiście! Dziś miałam się tym zająć. Porobię strzałki na 21.03 – przełożę na jutro. Kolorowym mazakiem dla podkreślenia ważności. 
No proszę na chwilę zajrzałam w kalendarz a na pracowniczą skrzynkę mailową przyszło osiem wiadomości. Spam, spam, spam. Informacje. Wszędzie. Niepotrzebne. I zadania. Kolejne. Nie no! Nie wyjdę z tej pracy. Dobrze już. Zaczynam po kolei spokojnie, od początku wszystko, tylko spokojnie. Przecież nie mogę o niczym zapomnieć, muszę miec podstawy do podwyżki. jestm dobrym pracownikiem. Niezawodnym. Mija pięć minut i nagle ni skąd ni zowąd pojawia się w głowie, w samym jej środku myśl aktualnie bardzo nie na miejscu! Mam ochotę na coś słodkiego no i właśnie przy okazji może jakbym poszła do sklepu to zrobię zakupy na jutro. Oj wyrwę się z pracy dosłownie na momencik. Przecież nikt nie zauważy. Dom jest najwazniejszy. Musze zrobić te wszystkie zakupy, potem stragan ze świezymi i zdrowymi warzywami będzie zamkniety. A niezdrowych nie jadamy.
I tak ciągle. Nieustannie coś. Coś muszę bo nie zdążę. Coś musimy bo jesteśmy niezastąpieni przecież. Bo chcemy udowodnić swoją „perfekcyjność”. Bo przecież trzeba takim lub taką być. Trzeba być szczupłą i wiotką. Kobiecą i opiekuńczą. Nie wolno zapominać o niczym bo skutkuje to potem przykładowo brakiem głupiego masła do kanapek. A bez masła kanapki to już nie kanapki. Trzeba być świetnie ubraną i właśnie – modnie! To najważniejsze. Buty na obcasie nawet jak się spieszymy bo w każdym momencie dnia łydka powinna wyglądać perfekcyjnie. nigdy nie można miec opuchnietych oczu tak więc nie można wieczorami płakać. jak płaczesz to rano masz co chciałaś. Na własne życzenie. I nie wazne przez co i po co. Płaszczesz to potem wyglądasz jak ufo. Ubrania muszą być wybrane najlepiej wieczorem bo rano będzie, że się grzebiesz. I wyprasowane też najlepiej bo znowu miną kolejne minuty czekania. Śniadanie to najwazniejszy posiłek dnia. Już jest nieidealnie bo śniadanie je się często w pracy. A jak w drodze do pracy sie zaslabnie? nieodpowiedzialnie. Malo perfekcyjnie znaczy sie. 
Jak jest się Nim trzeba mieć mięśnie i odżywiać się perfekcyjnie. Jeść dużo mięsa bo w mięsie jest białko. To nic, że ma się własnie ochotę na pizze i colę. W pizzy nie ma białka albo jego znikome ilości. Lepiej mięso. Najlepiej pięć razy dziennie. W ogóle najlepiej codziennie zjeść całego indyka. Pierś na śniadanie, udko na obiad i tak dalej. No i trzeba udowodnić też, że się jest męskim i perfekcyjnym więc dobrze być schludnie ubranym najlepiej tak jak Ona lubi. Co z tego, że kołnierzyk uwiera i jest cholernie nie wygodny. Jej się podoba więc trzeba. Poza tym One noszą dużo bardziej niewygodną bieliznę, więc założę siódmy raz w tygodniu koszulę. Bo Ona lubi. No i golić się trzeba codziennie. W ogóle najlepiej dwa razy dziennie bo zarost ma się mocny. 
Co jeszcze?
Trzeba być szarmanckim i otwierać kobietom drzwi, nie wolno przy nich przeklinać i należy im współczuć bo jak mówią - mają gorzej. I jeszcze do tego trzeba przytakiwać jak mówią, że to niesprawiedliwe, że mniej zarabiają bo przecież jest równouprawnienie. To nic, że do kwestii równouprawnienia według nich nie należy tradycyjny savoir vivr’e i drzwi im trzeba otwierać, słuchawki z uszu zdejmować jak wchodzą do windy… Trzeba być perfekcyjnie męskim. Czyli trzeba też udowodnić, że się potrafi wszystko. Trzeba umieć ba! Uwielbiać trzeba gwoździe wbijać i opony zmieniać. To takie proste przecież. Trzeba gotować kolacje i nie zapominać o winie. Takim najlepiej jak Ona lubi. I do tego może akurat dziś więcej niż zawsze się podomyślać. Na przykład, że Ona ma ochotę kupić nowe buty – może zaproponuję, że pojedziemy do sklepu? Doceni z pewnością. Właśnie dziś z pewnością chce żeby się domyślił akurat tego.
I nagle z tego całego napompowania, starania się, dwojenia i trojenia, żeby perfekcjonizm płynął nam w krwi….
… zdarza się zgrzyt i robi się ciemno…
… gasną wszystkie światła …
Wszystko znika. Starania, domyślanie, pośpiech i wino na kolacje.
Pustka.

Nieznośna perfekcyjność. Perfekcyjne nieidealne.


poniedziałek, 18 marca 2013

Home sweet home

Pada strasznie.
Pada deszcz i śnieg i coś pomiędzy nimi.
Pada z góry na dół i na boki.
Ciśnienie spada a wraz z nim rośnie chęć na spanie.
Ale ale ale nie dziś!
Dziś będę budowniczym!
W swoim nowym - starym domu!
Bo mam już klucze!
Do wejściowych drzwi, do pokoju na górze, do sypialni. Mam.
Mam swoje, własne (i P. i banku jeszcze) przysłowiowe cztery ściany, które kocham najmocniej na świecie.
Ściany są na razie brudne i oklejone okropną fototapetą. Są też nieumyte okna i szare firanki.
Są brudne sufity i mocno granatowe kafle ze złoceniami.
Ogród jeszcze śpi snem zimowym a na strazy dumnie stoją choinki. Trochę też smutne.
I płot jest taki odrapany.
Jest dokładnie tak jak ma nie być. Na razie.
....
Bo wkraczam.
I z dnia na dzień w kłebach kurzu będzie to moje małe miejsce nabierać błysku i ducha większego.
Bo ducha czuć. Tylko trzeba go oswoić i poznać. Na razie jest taki mały i przestraszony, może głodny? Zajmę się dziś nim. Zaopiekuję.
I jakoś energii jest więcej jak pomyślę o tym robót placu, jakoś tak fajnie mi :)
Bo moje własne cztery ściany. Nawet te szare i brudne, miejscami do tynku zdarte. Cudnie bo własne.
I niech sobie pada z dołu do góry i z boku na bok - ja wkraczam!
Idę się widać z moim nowym duchem:)


Życzę wszystkim cudnego tygodnia i pięknie dziękuje za odwiedziny!!!

środa, 13 marca 2013

Wspaniałości ostatnich dni

JA CIĘ KRĘCĘ!

Co za dni!

W ubiegłym miesiącu napisałam post o czekoladzie: "Czekoladowo, z czekoladą..." I to właśnie za sprawą tego wpisu (prawdopodobnie) i z okazji mojego zachwytu i uwielbienia nad czekolada stało się coś totalnie nieoczekiwanego.
Z samego rana w Dzień Kobiet dostałam przemiłą wiadomość od założyciela sklepu Sekrety Czekolady.
Wiadomość o tym, że w związku z moim zakochaniem się w czekoladzie i moim wewnętrznym uczuciem powołania do zostania testerem czekolady, mogę nim zostać choć przez kilka chwil.
I dlatego właśnie zostałam obdarowana możliwością wyboru dwóch dowolnych tabliczek czekolady lub kuwertury.
Nawet nie jestem w stanie opisać słowami mojego szczęścia i zadowolenia nie tyle z czekolad (choć to też bardzo!!!) co z docenienia i zauważenia w ogóle mnie, bloga i tego o czym piszę.
Wybierałam czekolady chyba ze dwie godziny. Dokładnie czytałam o każdej wszystkie informacje, oglądałam etykiety i nie potrafiłam wybrać. W końcu zdecydowałam się na malinowo malinową z malinami :) :) :) :) A drugą pomógł mi wybrać dobrodziej z Sekretów Czekolady właśnie. 
I tak wczoraj je otrzymałam. Są cudne. Malutkie ale z charakterem! Z kwintesencją tego czegoś! I teraz szkoda mi w ogóle je jeść! Ale wczoraj nie wytrzymałam i odkryłam lekko złotko żeby zobaczyć je chociaż i powąchać:) Cuda! Mówię Wam cuda!

Zresztą sami zobaczcie!  Pstrykałam zdjęcia w totalnej ciemności więc może jakość nie jest wspaniała ale to co na nich jest - jest wspaniałe!



Moc czekolad bo Sekret Czekolady wysłał mi czekoladę dodatkową jeszcze :)


A tu sama prawda!


I ta malinowo malinowa z malinami. Kolor ma malinowy i zapach też iście malinowy ma.


To był zdecydowanie dzień pod znakiem czekolady i niesamowitej niespodzianki :) Jeśli będziecie mieli kiedyś ochotę sprawić komuś mało standardowy, wyjątkowy prezent to polecam właśnie taką słodycz.
Tu możecie sobie zobaczyć stronę internetowej Sekretów czekolady! Można się na niej dużo nauczyć :)
Z pewnością to, że mają Oni zupełnie inne niż w sklepach zwykłych czekolady. Takie z duszą! Prawdziwe! Poza tym to widać po samym sposobie pisania o czekoladzie :)
Dziekuję raz jeszcze, że mogę zostać takim mini testerem czekolady :) Wybiorę do tego jakiś specjalny dzień:)

I jeszcze kolejna niespodzianka. Jak wiemy wszyscy bardzo dobrze Agnie szka założyła nie tak dawno swój sklepik. I właśnie ostatnio zakochałam się u niej w filiżankach, które już tu raz chwaliłam. Zakochałam się mocno więc zakupiłam. Chciałam cztery ale nie było. Kupiłam więc dwie. Ale właśnie owa Agnie szka w konspiracji i w spisku z moim P. sprawili mi mega przyjemność. Bo gdy dziś otwierałam paczuszkę z filiżankami odkryłam zamiast dwóch zamówionych przeze mnie trzy! I jeszcze list pisany ręcznie, że będzie jeszcze jedna jak tylko wyjdzie z pieca! I że to właśnie za sprawą mojego P.! Cudownie prawda? :) No więc mam i czekam na jeszcze jedną. Oto i one w całej okazałości :)




Wspaniałości same prawda? :) Straszliwie się cieszę z tych niespodzianek.
I takie to miłe i kochane jest, że ludzie są tacy sympatyczni i pozytywni i z takim serduszkiem na dłoni.

Dziękuję pięknie!

Wybaczcie proszę moje chwalipięctwo ale po prostu chciałam się podzielić szczęściem! Bo takie filiżanki i czekolada poprawiają humor! Polecam z całego serca!

A właśnie! Jeszcze coś! Idzie wiosna! Mimo tego śniegu, zamieci i innych opadów deszczopodobnych. Idzie wiosna! Na blogach pachnie od kwiatków :)

poniedziałek, 11 marca 2013

W poszukiwaniu energii

Dwa dni wolnego.
Weekend był.
A dziś nie moge podnieść ręki lewej ani prawej.
Humor mam dobry.
Ale z sił jakoś opadłam.
Nie mam energii. Dziwne. Bo pochłonęłam tonę lub nawet dwie czekolady w weekend.
Dziwne bo powodów do życia mnóstwo a mi się jakoś nie chce.
Czuję się jakbym zapadała w sen zimowy.
Nie pomogła kawa poranna nawet.


Szukam energii od rana....

Szukam jej na stronie skyscanner'a. Bo może pomogła by podróż? One przecież zawsze pomagają.
Jakoś tak wraz z pakowaniem się do plecaka czy walizki pakuje się miejsce na energię, która przyjeżdża z powrotem. Cały zapas.
Wyszukałam podróż do Włoch na za dwa miesiące. Tania. Może choć na kilka dni? By się powłóczyć po uroczych uliczkach, zjeść tamtejszą pizzę i wypić ich wino. Pooddychać powietrzem ocieplonym do dwudziestu stopni. Pomoczyć palce w morzu.

Albo kino? Taki film co rozśmiesza do łez? O taki trudno. Łatwiej o taki co wzrusza, wymusza łzy. Choć "Daję nam rok" polecam. Rozweselił na trochę, poprawił humor. Może to przez siedzenie w pierwszym rzędzie :) Ma swój urok.

Szukam dalej. Może taka kawa w kawiarni? Z pianką do nieba i posypką czekoladową? Trzywarstwową? Może pomoże.

Póki co piję miętową herbate, do której wcisnęłam pół cytryny i uciekam w świat muzyki. Nie wiem czy pomaga. Na pewno umila mi życie w dzisiejszym letargu. Tak sobie płynę. Jak mnie popchną tak idę. Uciekam dziś od poważnych rozmów, merytorycznych wymian zdań. Przesuwam zadania na jutro. Dziś nie mogę. Dziś jakby w tle żyję.

Wącham tulipany z Dnia Kobiet. Cudna ta ich woń. Ale im widzę, też sie nic nie chce. Jakieś takie zrezygnowane z głową w dół. Grawitacja dziś działa niesamowicie mocno.

A może się poddać? Położyć z książką, gazetą, czymkolwiek i robić nic. Pod kocem? To chyba ostanie takie dni w tym roku. Iście zimowe. Trzeba je przetrwać.

A wczoraj widziałam klucz ptaków.
Wróciły. Oznacza to tylko jedno. Energia przyjdzie za tydzień z nieba. Ale do tej pory trzeba też te dni jakoś przeżyc.

Macie może pomysły? Każdy się przyda.



piątek, 8 marca 2013

Dzień Kobiet i namiastki wiosny



Dziś Dzień Kobiet!!!

Jak tylko otworzyłam oczy zobaczyłam trzy śliczne dwukolorowe tulipany od P. Urocze.
Może i święto komunistyczne i takie nie wiadomo po co, ale je lubię. Bo lubię dostawać kwiaty :)
Miło się dzień zaczął mimo, że taka pogoda za oknem a nie inna. Cały weekend ma być taka. Ale mam nadzieję, że to już ostatni taki smutny i szary weekend, więc można powoli chować zimę do szafy głęboko! Czapki, szlaliki, puchowe kurtki, grybe skarpety do zobaczenia za kilka długich miesięcy!

Moje drogie!

Życzę Wam wszystkim wszystkiego co najlepsze!
Kwiatów życzę i słodyczy! Uśmiechu i energii!
Życzę też samych dobrych chwil i tysiąca powodów do uśmiechu!


A poniżej dwa zdjęcia wiosny, którą Agata i Jagoda uwieczniły. W sam raz na Nasz Dzień :)
Urocze prawda? Dziękuję pięknie dziewczyny za zdjęcia!

Zdjęcie od Jagody:


A to od Agatki:


I jeszcze w dodatku dostałam niespodziewaną dziś wiadomość od można by rzecz fabryki czekolady! Ale to się pochwalę w późniejszym czasie :)


A na Dzień Kobiet sobie zamówiłam dwie filiżanki. W tych dwóch filiżankach zakochał sie też P. Tzn. prawdę mówiąc On zakochał się w czterech - ale niestety już nie zdążyłam i czterech nie było. Jesli natomiast tylko się pojawią - kupię, nadrobię :)
Cudne są prawda?


Takie cuda tylko u Agnieszki w Jej cudnym sklepiku!!! <TUTAJ>
I jeszcze jedno zdjęcie. Bo ja uwielbiam fotografie. A kobiety na zdjęciach to już w ogóle. No bo jak można się nie zakochać np. w takim zdjęciu. No jak?



Jeszcze raz wszystkiego cudownego i pięknego weekendu!
Niech piątek do 16stej szybko zleci!

środa, 6 marca 2013

Małe tęsknoty i pozdrowienia dla listonosza

Nie wiem czy mi się to podoba. Chyba nie.
A może to nie jest takie złe tylko po prostu nowe i nie przywykłam. Może się przyzwyczaję.
Tylko nie wiem czy chcę na pewno.
...nawet chyba wiem, że nie chcę. Tradycja jest silniejsza.
Tęsknię.

Lubię pisać.
Pisanie jest jak oczyszczanie. Jest też trochę tajemnicze.
Na pewno jest dla mnie formą rozmowy.
Przez ostatnie lata piszę jakby mniej i krócej jednak. Słowa kluczowe, sms'y, wiadomości odarte ze wstepu i końca, z emocji.
Dobrze, że jest to miejsce - tu zawsze można napisać więcej.

Ale ja o innym pisaniu chciałam.
Takim prawdziwym. Z duszą.

Cudownie dostawać pachnące listy, które zamiast nożyczkami - ręką niezdarnie się rozrywa jeszcze biegnąc po schodach do domu by wydobyć treść, na którą doczekać się nie można.
Treść napisaną. Nie wystukaną.
Przemyślaną, czasem skreślaną, zamazywaną, poprawianą.
Widać każdą zmianę zdania. Widać też poruszenie dłoni - może zdenerwowanie lub wzruszenie? I z ciekawości brnie się dalej i dalej, pierwsza strona, druga, trzecia, czwarta - Boże mój - kilka godzin ktoś siedział i do mnie pisał. To coś jak tęsknota, docenienie drugiej osoby. To jest Coś.
Wzruszenie nadawcy widać gołym okiem. Na potwierdzenie są przecież łzy. Czasami są te pełne emocji wcześniej mokre i słone kropeczki na kartce, które trochę ze wstydu nadawca próbuje zmienić w kwiatka lub serduszko. I tak widać.
I ta starannie złożona kartka lub czasami ozdobiona papeteria jeszcze.
I "załączniki" - bardziej emocjonalne niż te w pdf. czy jpg. Namacalne przede wszytskim.
Bo można dotknąć, można je wyciąć, włożyć do ramki. I nawet mnie forma cieszy i to czy błyszczące czy matowe, czy format 9x13 czy 10x15 też. I na ich odwrocie w rogu malutkimi cyferkami umieszczona data i miejsce.
Grudniowe załączniki lubię bardzo. Opłatki. Urocze. Na odległość złozyć sobie życzenia tak symbolicznie.

Wszystko w tym liście mówi. Charakter pisma nawet. On to wręcz krzyczy.
Malunki rysowane piórem. Cudowne Ps i przeprosiny na początku, że się długo nie pisało. Pozdrowienia na końcu też. Skrzętnie zamknieta koperta, kolorowy znaczek, pieczatki.
Pozdrowienia dla listonosza i "złote myśli" napisane na kopercie żeby nie była taka goła, żeby coś wniosła więcej, żeby było miło.
Magia.

I tęsknie za tym ogromnie.
Bo kiedyś skrzynka nie była na gazetki ze sklepów i świstki kolorowych papierów z pizzerii. Nie pisał do mnie nigdy Lidl i Biedronka. Teraż piszą. Ciagle. Systematycznie. Ale nie zamykają listów w kopertę. Nawet nie wiedzą jak mam na imię.
Kiedyś skrzynka była małą przestrzenią, poczekalnią taką dla treści do mnie.
Szkoda.
W moim domu zawieszę na płocie specjalną śliczną skrzynkę.
W moim domu w pierwszy wolny wieczór usiądę i napiszę list na papeterii, zamieszczę "złote myśli" na kopercie.
A potem będę czekać i zaglądać do skrzynki. Jeśli otrzymam choć parę słów zaadresowanych właśnie do mnie - zamknę je w wielkim kartonie z listami posegregowanymi według nadawcy, który przetrzymuję gdzieś za innymi kartonami małych tęsknot. I na przekór go nie wyrzucę "bo zajmuje dużo miejsca". Będę go uzupełniać. Jeśli tylko będzie czym.
Bo za czterdzieści lat przy kominku kiedy za oknem będzie padał deszcz i otaczać mnie będą trzy telewizory, tablety, Ipody, telefony, smartfony, laptopy i pewnie tysiąc innych czarno-srebrnych bezdusznych i ułatwiających życie nowinek technologicznych...
usiądę na podłodze i ten karton odkurzę, otworzę i przeczytam. List po liście. Kartka po kartce. Te z Władysławowa i te z Brazylii. Listy o wszystkim co teraz i co wcześniej.


Póki co dostaję maile. Już też nie tak często jak wcześniej. Szkoda bo uwielbiam je czytać.

Ale może kiedyś...
...w skrzynce znajdę list zaadresowany własnie do mnie nie od sklepu, banku czy nowootwartego fitnessu.


piątek, 1 marca 2013

"Mój jest ten kawałek podłogi"

Podstawa taka.
Ważna bardzo.
Jaka ma być? Kafle, panele, deski? Kto by desek nie chciał?
Ale wróćmy na ziemię. Będą panele.
Obiecaliśmy sobie, że na razie, na początek, na chwilę.
No i teraz niby się wybór zawężył. Ale gdzie tam! Jest tyle kolorów, fasonów wręcz można powiedzieć, tyle mozliwości, struktur i odcieni. Że głowa pęka od nadmiaru.
Ale ja nie korzystam z całego wachlarzu. Mnie interesuje tylko wąska część.
A wszystko dlatego, że się zakochałam i wpadłam po uszy.
Fachowo mówiąc panele owszem mogą być, ale wyłącznie "2V-Fuga". Żadne inne - tylko te.
Oznacza to, że podłoga jest jakby niekoncząca się. Taka ... ciężko to wytłumaczyć...lepiej pokazę na zdjęciach niżej bo chyba nie umiem tego wyjaśnić. Nawet nie wiem czy ktoś z Was różnice zobaczy - ja widzę.

Poniżej właśnie kilka fotografi z takim moim ułożeniem paneli czy desek. Z tym, że ja będę szczęśliwą posiadaczką nieco ciemniejszej podłogi - takiej jak na zdjeciach dwóch ostatnich :) Też ładna, prawda?















Będę choć troche czuła się jak w ślicznej kuchni włoskiej, takiej gdzie pachnie czosnkiem i oliwą no i pomidorami. W takiej toskańskiej. Albo jak zamkne oczy to będzie jak na tarasie letniskowego domku tez może być we Włoszech.
Nie byłam w Toskanii, ale napewno jest tak jak chcę żeby było. Drewno jest i cegła, rozmaryn i lawenda. No pachnie!

I właśnie taką chce kuchnie. Kuchnia moja połączona będzie z salonem. I żeby wydłużyć podłogę położymy taką samą. Własnie taką moją toskańską. Nie ważne, że niepraktyczne, że się wylewa. Tak bardzo chcę jej jak umywalek nablatowych i innych zupełnie bezsensownych rzeczy, które każda doświadczona posiadaczka odradza.
Ale ja będę sie uczyć na błędach. I już! Udekoruję tą moja kuchnię winami, oliwami i farbą tablicową, w doniczkach będą zioła: bazylia, estragon i oregano. Dzięki lampkom nad blatem stworzy się atmosfera rodem z włoskiej piwniczki. Już to wiem i czuję...mam nadzieję tylko, że się uda.
I do tego blaty w kolorze podłogi i czarny piekarnik i okap no i cegła ukochana. Pokaże może w kolejnych postach co wymyśliłam.... :)

 .....................................................................................................

A tymczasem cudownego weekendu! 
Wypatrujmy wiosny!

Jeśli komuś z Was uda się znaleźć pierwsze kwiatki: krokusy, przebisniegi itd. to bardzo prosze o pstryknięcie zdjęcia i wysłanie mi go! Stworzę bloga o wiośnie! Żebyśmy jej nie przegapiły jak przyjdzie jak to zrobił zdolny Koszałek Opałek!

ADRES MAILOWY: <tutaj>