wtorek, 31 grudnia 2013

31.12.2013


Ostatni dzień roku wzbudza we mnie zawsze jakieś sentymentalne emocje.
Mimo, że to tylko umowna data to szkoda, że całe spektrum doświadczeń, znajomości, śmiechów, smutków i emocji się już kończy. Szkoda i już.

Rok był pozytywny.
Wszyscy w okół w miarę zdrowi, mam gdzie spędzać czas do 16:00, podróżuję czasem, mam nowe miejsce na ziemi, jest też nowy członek rodziny, wszytsko jest ok.

Rok też był zły.
Ktoś odszedł, ktoś miał gorsze wyniki, ktoś się mocno pokłócił.

W każdym bądź razie - dobrze, że rok w ogóle był.

Ale próbuję się otrzepać ze smutku i nostalgii bo całkiem nowe 365 dni przed nami! 
365 okazji do uczynienia dni cudownymi i jednymi w swoim rodzaju.
Czasem tak mam, że mówię sobie "stop. nie biegnij. odetchnij. odpocznij". I tak sobie właśnie myślę, że ja to robie z czystej kurtuazji, bo tak trzeba, wypada. A tak na prawdę ja strasznie lubię biec.
Żyć na 120%. Spać mimo, że kocham - szkoda mi czasu. 
Wolę biec.
 Biec w swoim własnym znaczeniu. Nie za praca, karierą, pieniędzmi. Ale za rzeczami, które mnie cieszą.
Za spotkaniami, za gotowaniem, za poświęceniem, za czynieniem małych dobroci. No kocham to. Czuję wtedy, że żyję. Nie lubię marnować czasu. Nie przepadam za oglądaniem TV. Uwielbiam za to czytać blogi. Nie lubię wkręcać się w seriale ( jedynym wyjatkiem jest rodzinka.pl :) ), uwielbiam natomiast robić prezenty, pisać, gotować, piec, sprawiać radość.
I to właśnie planuję na rok 2014. 
Żyć! Z całych sił :)

Drodzy moi! 
Życzę Wam życia w pełni! :)


A to zdjęcie kojarzy mi się właśnie z dymaniką, życiem w pełni, szczęściem!
http://www.pina-film.de/en/

sobota, 16 listopada 2013

SZLACHETNA PACZKA

Ależ jestem podekscytowana!

Właśnie przed chwilką dołączyłam do cudownej moim zdaniem akcji Szlachetna Paczka!
Wybrałam rodzinkę z mojego miasta, której mam zamiar uczynić święta lepszymi :)
Tak sobie myślę, że może do końca sama nie dam rady, więc muszę rozpropagować akcję po rodzinie ale już się nie mogę doczekać aż będę pakować prezenty w kolorowe papiery i kokardy i pisać życzenia!


Wybrałam taką a nie inną rodzinkę z wielu powodów:
bo są w niej dzieci...
bo wymarzonym prezentem dziewczynki jest wyjście do kina...
bo muszę się troszkę postarać żeby skompletować całość marzeń w paczkę
bo uwielbiam organizować takie rzeczy
i bo fajnie jest poprawiać komuś humor i sprawiać, że pojawi się uśmiech na czyjejś twarzy choć na niedługą chwilę.

Drodzy moi!

Jeżeli ktoś z Was ma ochotę dołączyć się do paczki dla jedenastoletniej dziewczynki i jej dzielnej mamy przy nadziei- zapraszam serdecznie!!!

Potrzebują takich rzeczy jak:

  • odkurzacz, blender, buty zimowe i sportowe, jeansy na 155 cm, wyprawkę dla niemowlaka (pampersy, oliwki, kremy, tetry, kosmetyki i chusteczki nawilżające)
  • i zapewne inne niespodzianki, które byłoby miło dostać pod choinkę
Ja już myślę czy dziewczynka ucieszyłaby się z kalendarza, kosmetyków, a może zimowego swetra w renifera? Ma ktoś jedenastoletnią dziewczynkę w rodzinie? Z czego takie małe kobietki się cieszą najbardziej?
Za każde dobre słowo i pomoc dziękuję pięknie! :)

paczka logo

Ściskam! Pozdrawiam! :)
Podekscytowana ja :)

wtorek, 12 listopada 2013

Swoje miejsce



Mam zły dzień. mimo wszystko mam nadzieję, że ten post nie jest pesymistyczny.
Nie to miałam na myśli :) Jutro będzie lepiej!:)

Truth about life

Listopad sprzyja rozmyślaniom.
Zresztą w ogóle rozmyślaniom sprzyja otoczenie.
Czasem tak idąc na przystanek, po schodach czy zwyczajnie wyłączając się z żywej rozmowy klku osób sobie rozmyślam.
Czasem dłużej jak na piękną fotografię spoglądam,
innym razem jak na płomień świecy.
Jeszcze kiedy indziej zasłuchana w muzykę,
albo gdy ciasto w piekarniku rośnie.
Jak gorąca woda wprost z czajnika sprawia, że herbata ją barwi.
I gdy leży już odprężone ciało na łóżku wieczorem
i wtedy gdy przechodzę  koło zbioru książek.
Kiedy jadę samochodem a w okół co ułamek sekndy inny obraz.
I jak deszcz pada.
Często.
I coraz częściej dochodzę do wniosków, do których wcale nie chcę.
Że być może. Nie. Że na pewno!
Każdy powinien zajmować się tym co kocha albo choć lubi.
Tym, co sprawia mu radość i przyjemność, co sprawia, że warto żyć.
I gdyby tak było przez cały albo choć większość czasu dnia...
o ile byłoby cudowniej.
Nie walczyć w każdej sekundzie
o głos, o racje, o wolność, o - w dużym tego słowa znaczeniu przetrwanie.
Bo przetrwanie to w tych czasach nie tylko przeżycie,
ale przeżycie zgodnie z sobą.
Bo to, że mam pracę i dzięki niej śniadanie i obiad na talerzu
to nie oznacza, że znalazlam swoje miejsce.
Śniadanie i obiad na talerzu byłyby być może smaczniejsze
zapracowane w swoim miejscu.
Ale tak rozmyślając dalej
być może nieswoje miejsce można choć trochę zrobić swoim.
Ja próbuję.
Przyniosę kwiatka, do uszu prześlę muzykę.
Tapetę na pulpicie swoją ustawię.
Z lepetitkowego kubka pić będę i
otoczenie na odległość metra swoim zrobie.
I  być może będzie to moje małe miejsce w nieswoim.
Ale moje.

(16) autumn | Tumblr
Autumn craft. Make socks from sweater sleeves.
zdjęcia z : weheartit.com

niedziela, 3 listopada 2013

Tamten listopad trochę się różnił od tego

Rozpoczął się listopad.
A wraz z nim z nieba spadł deszcz a z drzew resztka liści.
Tamten listopad trochę się różnił od tego.

Chociażby tym, że przy cmentarzu pierwszego dnia miesiąca jakby mniej fast food'ów było.
Teraz jakby ludzie nie znicze, zapałki i kwiaty nieśli ale kukurydzę prażoną w amerykańskich tubach i hot-dogi z wylewającym się keczupem. Niektórzy chrupali orzeszki w karmelu, inni wybrali białą jak śnieg watę cukrową co im głowy przysłaniała. I na koniec obwarzanki. Myślę, że wystarczyłyby obwarzanki wyłącznie.
Ale nie mi zarządzanie cmentarzem zostało powierzone.
Może to i lepiej.
Trochę średnio też z design'em zniczy w tym roku. Aż strach pomyśleć co będzie w Boże Narodzenie.
Te wszystkie cekiny tworzące frywolne wzorki, zaschnięte róże wepchnięte między plastikowy wkład a szkło...ale o gustach się nie dyskutuje. Więc już przestaję.
Dlatego jakoś wolę odwiedzać groby przed samym zamknięciem cmentarza.
I mimo, że wtedy chłodno - jakoś grzeje nie tylko ciepłem świec od zniczy.
Mimo, że młodzież wstawiona - całą bandą dzierżąc znicze idzie z jakimś sensem czyjś grób odwiedzić.
Jakoś przepadam za tym na pozór tylko smutnym świętem.
Jakoś przyjemnie tak znowu jak co roku starać się wybrać "taki znicz otwarty bez wieczka, duży, okrągły".
Jakoś tak ze skupieniem nad milionem zniczy stanąć i ręce i dusze ogrzać wspomnieniami.
Jakoś tak się zgubić na ogromnym cmentarzysku pomiędzy setką skrzyżowań alejek szukając grobu cioci Władzi.
Jakoś tak lubię jak kawałek przeszłości w teraźniejszości się znajduje choć na jeden dzień.
I mimo, że tamten listopad trochę się różnił od tego.
Bo więcej grobów do odwiedzania i więcej łez się w oku kręci.
Lubię to święto.

wtorek, 22 października 2013

NIE - niby takie proste słowo

Zawsze grzeczna, miła i uśmiechnięta.
Żeby tylko nikomu nie zrobić krzywdy,
żeby tylko sobie nikt źle nie pomyślał.
Przecież każdy musi mnie lubić bo jestem
uczciwa, życzyliwa, poprawna.

"Zrób to, to i jeszcze tamto" - słyszę
"Nie ma problemu", "Nie ma sprawy", "Ok. chętnie" - odpowiadam.

I tak od ponad ćwierć wiecza.
Mimo, że właśnie
"Jest problem", "Jest sprawa" i "wcale nie chętnie" - odpowiadam odwrotnie zupełnie.

Teorie asertywności mogłabym wykładać.
Mogę też przeprowadzić praktyczne ćwiczenia.
Ale w życiu jakoś nie wychodzi.
Jakoś zawsze, żeby kogoś nie urazić.
Żeby przypadkiem sie nie obraził ten ktoś.
Żeby sobie o mnie źle nie pomyślał.
Broń Boże!

I tak nagle nastało dziś.

I wraz z nim pierwsze "nie".
Delikatne, eleganckie ale znaczące "nie".
Męczyłam się przeokropnie
i przed nim i w jego trakcie i po nim.
"Nie" spowodowało wielkie otwarcie ust wszytskich w okół.
Zdziwienie, "ale jak to nie?" i atak.

Strasznie boli ten klimat po "nie"
Taki atak, oceny niemiłe.

I tak sobie myślę, że to być może nie przez samo "NIE" tylko
przez zbyt późne "NIE".

------------------------------------------------------------------------------------------------

Wróciłam z wakacji.
Pełna energii i z duzym dystansem do świata i tego wszystkiego co w okół.
Trwało to tydzień.
Znów jest niestety podobnie.
Ale wiem, że asertywność i nie pozwolenie sobie wejść na głowę jest ważna.
Dla mnie w tej chwili najważniejsza.
I będę się uczyć i starać wcielić ją w życie.
Nawet kosztem po "NIE"

Macie też z tym problem?




poniedziałek, 23 września 2013

Podróże

Pisałam już o tym nie raz. I pisać jeszcze będę.
Temat wdzięczny i dla mnie cudowny.

Podróżą życie jest człowieka - mądrze prawił Edward Stachura.
I to taka moja prawda jest. Nie jedyna ale dobra.
I tak jak lubię swoje życie, tak uwielbiam podróżować.
Ahh któż nie lubi?
A właśnie, że są tacy. Domatorzy się zwą. Szanuje ich ale no nie rozumiem zupełnie.

Bo przecież przewodnik mieć w ręce i okulary na głowie słoneczne
I plecak na plecach lub torbe na kółkach,
smakować, wąchać, dotykać inne miejsca
i uwieczniać na kliszy jeszcze kiedyś tylko i wyłącznie raz daną chwilę.
Kocham.
Jechać, lecieć, iść, wspinać się, zatrzymać.
Wziąć głęboki oddech i zapomnieć o wczorjszym od 8:00 do 16:00 albo dłużej.

Nie oglądać telewizji, oglądać to co się dzieje tu i teraz.
Być w tym na 100%, ani wcześniej, ani później tylko właśnie w tej chwili!
Wyobrażać sobie dlaczego taka jest właśnie zabudowa
i dlaczego w taki sposób ubrani ludzie.

Podróże

Ahh...

onet.pl


Moi drodzy.
Wybywam. Wyruszam
Nie będzie mnie ponad dwa tygodnie.
Proszę niech nie zniechęcą Was pajęczyny i pajaki na blogu :)

środa, 11 września 2013

Moja jesień



A ja uwielbiam jesień.
Tylko wtedy w powietrzu unosi się cudny zapach suchych liści kasztanów.
Starsi zamiatają je w jedno miejsce i podpalają, co z tego, że nie wolno już niby.
I potem włosy nawet pachną jakby z wędzarni były.
Dziękuję im za to z całego serca.

Uwielbiam jesień za śliczne grube wełniane swetry w warkocze,
za kaszkiety i urocze szaliki w kratę szkodzką
Za zimne dłonie wkładane w kieszeń i za ogrzewanie ich o ciepły kubek herbaty.
Za całe dzbanki herbat , talerzyki z jabłecznikiem, za cynamon.

Uwielbiam ją za błyszczące pajęczyny na choinkach w świetle wschodzonego słońca
Za rose na trawie i za wieczorną mgłę
Za rytmy w radio takie lekko powolne i przyciszone już modnie zwanymi wychilloutowanymi
Za długie wieczory w domu

Uwielbiam ją za czas na odwiedzanie teatru i kina
za zapach książek i gazet czytanych jakby z większą częstotliwością
i za kąpiele w wannie, ciepłe kapcie i szlafrok.
Za cudowne kolory. Fiolety wrzosowe, żółcie musztardowe, butelkowe zielenie

Za śmieszne dzieci z płaszczykach z tornistrami zbierające żołędzie
Za drewno zwożone do drewutni i za koks jeszcze miejscami kupowany na tony
Za mżawki, kapuśniaczki, deszcze, kałuże, kalosze i parasole
Za unoszącą się w powietrzu melancholię i filmy wreszcie obejrzane.

Za grzybobranie
Za imbir i cytrynę
Za róż na policzkach
I kolorowe chusty wokół szyi

Za Irlandię, Szkocję i Francję wtedy

moje małe wrzosowisko

wtorek, 20 sierpnia 2013

Cynamon i kardamon

Piję kawę z cynamonem i kardamonem.
Rozgrzewa mnie od środka.

...

Dźwięk budzika przeszkodził jej pięknym snom.
O niespiesznym spacerze po  Notthing Hill znanej tak dobrze z filmów z Hugh Grantem. W śnie miała parasol i z nieuwagą szła przez notorycznie tworzące się w tych samych miejscach kałuże.
Nie przeszkadzało jej to. Z prostej przyczyny. Była szczęśliwa.
Parasol jej był w kratkę w kolorach beżu. Na stopach miała przemoczone również beżowe baletki. Jej letnia sukienka wystawała spod szarego kardiganu a kasztanowe włosy do łokci romantycznie powiewały na wietrze.

Szła mijając spieszących się ludzi. Panów w garniturach z aktówkami i gazetami w ręku. Panie modnie ubrane z upiętymi w kok włosami i kreską na powiekach. Minęła grupę turystów robiących sobie zdjęcie przy czerwonej budce telefonicznej i tą drugą uwieczniającą chwilę na tle dwupiętrowych autobusów.
Deszcz wydawał się padać inaczej niż zwykle. Ani ulewnie, ani lekko. Krople
pląsały między sobą pozostawiając wykrzywione wesoło smugi ciepłego, przyjemnego deszczu. Zaczęła szybciej iść, stopniowo zaczynając biec lecz nie szybko by nie połamać parasola. Mijała drogie auta i cudne wystawy sklepowe bogatych sklepów, których nazw nie umiała powtórzyć.
Za zakrętem poczuła znajomy zapach. Ciężki, ciemny, z przyprawami.

Podbiegła jeszcze kilka kroków za nim. Prowadził do miejsca z niebieskimi drzwiami i oknami. Na parapecie były doniczki z kwiatami ledwo trzymającymi się na wietrze. Na szybie drzwi powiewała tabliczka "open". Z ciekawości, zauroczona zapachem otworzyła drzwi i w jednej chwili poczuła się jak w innej rzeczywistości. Miejsce przypominające kawiarnie. Przypominające bo jak na kawiarnie na
ścianach było za dużo książek. Na to miejsce książek było jednak w sam raz.
Długie, jasne deski na podłodze dźwigały niewielkie pomieszczenie wypełnione czymś dla niej idealnym. Nawet kosz na parasole tuż przy drzwiach i drabiny na wielkich półkach z książkami, na których właśnie
młody mężczyzna przesuwał się by sięgnąć tomik wydawały się być wymarzone.
I kosz na parasole i drabiny na półkach i mężczyzna. Wymarzone.

Otrząsnęła się dopiero po kilku minutach gdy usłyszała zza lady, która ladą się zwać nie powinna ze względu na jej piękno "with cinnamon and cardamomis ideal for today's weather...". Kiwnęła głową cichutko mówiąc "sure, thank you" zatrzymując wzrok co chwilę na idealnym mężczyźnie, który teraz siedział na wielkim fotelu w lewej ręce trzymając otwartą książkę a prawą mieszając swoją kawę w pięknej białej filiżance ze spodkiem równie pięknym i białym.
"For You" - znów usłyszała jakby do niej. Wzięła swój kubek, który pasował do kawy z przyprawami jakby był specjalnie zaprojektowany do tego typu przysmaków i nie myśląc zbyt długo po prostu skierowała się powolnym krokiem do stolika przy którym siedział idealny mężczyzna i nie pytając o zgodę, po prostu usiadła na fotelu obok. Siedziała tak wpatrzona w mężczyznę z miną zakochanej małolaty. Idealny wstał, zabrał jej mokry robiący kałuże parasol i odstawił go do kosza na parasole, wrócił i powiedział ...
.....



W takich chwilach zawsze dzwoni budzik.
Jak na dzielnice Notting Hill przystało zapewne byłoby jak w filmie:

"
Idealny: Dziwaczna sytuacja. To jest możliwe w snach, ale nie w życiu. W dobrych snach. A to ponowne spotkanie jest jak sen...
Dziewczyna: Jaki jest dalszy ciąg snu?
Idealny: Myślę, że... W scenariuszu ze snu... Zmieniłbym osobowość, bo we śnie jest to możliwe, i... Podszedłbym i...Pocałował dziewczynę. Ale...
Dziewczyna:  Czas minął. Już wszystko pan wie?
Idealny: Prawie.
Dziewczyna:  Ostatnie pytanie.
Idealny: Czy ty... Masz zajęty wieczór?
"
....

Z dedykacją dla P. za wczorajszy wieczór.


therovingepicure.com

niedziela, 18 sierpnia 2013

Tradycji stała się zadość

Dzień dziś bardzo krótki. Najkrótszy w roku.
Wstałam o czternastej.
A ja tracić czasu nie lubię bardzo.
Ale był powód tym razem.
On ożenił się z nią. A ona wyszła za niego.
Więc tańczyliśmy z tego powodu do piątej.
Uwielbiam skakać, obracać się i pląsać w rytm albo i nie w rytm w gronie bliskich osób.
I jeszcze przy muzyce, której tekst wszyscy znają mimo, że na co dzień nie słuchają.
"To był maj... (...) szalonym zielonym bzem" wykrzyczane z całych sił i zinterpretowane na sposób wszelaki spontanicznymi ruchami rąk i mimiką twarzy przesadną.
Uwielbiam takie chwile gdy wszyscy spotykają się jak tam kto uważa przy tandetnym czy nie stole z przepychem polskich przysmaków.
Gdy tak siedzą wszyscy koło niej na biało ubranej i jego w idealnie w tym dniu skrojonym garniturze.
Jakoś tak się błyszczą i połyskują szczęściem.
I mi wtedy serce jakoś szybciej bije i skacze i śpiewa samo.
I to "gorzko" krzyczane milion razy i "sto lat" wyśpiewywane ze sto.
Miły zwyczaj, taki nasz. Mimo, że właśnie okraszony ostatnio słowem tandeta.
Bo może dlatego, że ja bardzo lubię zwyczaje i tradycje.
Wartość mają dla mnie nie do opisania.
Tak, że wyjechać na święta Bożonarodzeniowe bym chyba nie umiała w ciepłe kraje.
Tak, że zapach chryzantem z początkiem listopada mi się wyłącznie kojarzy.
I kolory tęczy w koszykach wielkanocnych.
I właśnie ta atmosfera najbardziej jest ważną. To między "szalonym zielonym bzem" a "gorzko",
i to chlebem i solą przywitanie i to całe między słowami i wierszami.
To coś czego nazwać nie potrafię, ale dzięki tradycji istnieje.
To co potem wspomnienia wywołuje tak ważne i przy kolejnych wspólnych spotkaniach powoduje pytania
"a pamiętasz jak..."i toczy się cała opowieść sytuacji właśnie zaistniałej podczas tej "tandetnej" uroczystości.
Może i proste, może prostackie. Nie wiem. Nie oceniam.
Wiem, że bez tego nie miałabym dziś tak krótkiego dnia pełnego bólu mięśni od tańców i zdartego gardła od "szalonego zielonego maju".
I bez tego na kolejnym wspólnym spotkaniu we wtorek nie wpadłoby mi na myśl pytanie o wczorajszą sytuację "a pamiętasz jak..."
Bo bez tego brak byłoby nowych powiedzonek, przezwisk, śmiechów do bólu brzucha.
Wspomnień tak ważnych.

Bo uwielbiam jak tradycji staje się zadość.



"(...) białe koszule na sznurze schły...."

____________________________________


Przypominam o zorganizowanym przeze mnie konkursie :)
Zapraszam do udziału w nim!


piątek, 9 sierpnia 2013

Przepis na szczęście

https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net/hphotos-ak-frc1/p480x480/1002816_10151501409903589_768965820_n.jpg
https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net


Przepis na szczęście

Dla każdego zapewne inny.
A być może nawet i z tych samych składników, ale w innych proporcjach.

Dla mnie różnie.
W zależności od pory roku.
Bo gdyby była jesień wystarczy mi tylko jesień.
Ale jeszcze jest sierpień.
W sierpniu potrzebuję ciut więcej.
Cukinia, biała papryka i pomidory, które w mieszance twrzą leczo.
Lekki wiatr i temperatura poniżej 25 stopni.
Głęboki oddech w górach.
Wygodne buty.Podróż. Choć jednodniowa.

I tak zapowiada się weekend.
Tylko jeszcze muszę kupić dziś zielone trampki. Albo czarne. Jeszcze nie wiem.


sobota, 3 sierpnia 2013

Odwago przybądź!

Dziękuję za ciepłe przyjęcie domowych nowości na moim targu, zakupienie rzeczy, za otrzymane maile. Dziękuję Wam!



Ostatni tydzień abstrahując od targu nie był dobry. Coś się porobiło wokół złego. Jakiś niż. choroby, humory, zbiegi okoliczności jeśli są. I wszyscy jacyś tacy na nie. I ja z nimi. Konformizm głupi.

I jest weekend, w który jestem sama. Panicznie się boję wszystkiego będąc sama. Kot przechodzi a ja cała gotowa do krzyku i ucieczki. Na rowerze ktoś przejedzie a ja już na policje chcę dzwonić. Nic nie daje muzyka, mleko przed snem, powtarzanie sobie tysiąc trzysta razy że nic się nie stanie. Nic.
Ale to dobrze. Muszę to przezwyciężyć.
Mam weekend prawie cały dla siebie. Miałam plany wielkie. Że wymyślę taktykę na przyszły tydzień. Że zadbam o siebie. Że zacznę się odchudzać, albo chociaż zdrowiej jeść.
I co?
Cola a przecież jej nie lubię ale była zadedykowana "kumpela"!, 3 paski czekolady, 2 pralinki, sałatka - całe szczęście!, 2 kromki chleba - niby żytniego ale kto tak na prawdę wie z czego on robiony jest. I teraz mogę doliczyć kawę. Może zneutralizuje smak w ustach i zniszczy ochotę już na cokolwiek dzisiejszego dnia. Oj oby!

Bo taktykę na przyszły tydzień i tak muszę wymyślić. Może mi pomożecie. Zawsze piszecie mnóstwo pomysłów i to pomaga.
Bo w przyszłym tygodniu chciałam zacząć być odważna
i walczyć o siebie.
Podwinąć rękawy i wyprostować plecy a nie jak zawsze rękawy zacisnąć aż w garściach i zgarbić się w pół.
Przygotować się do ważnej rozmowy i na nią pójść, dojść do "mojego" a nie jak zawsze odwołać a nawet jeśli już brać w niej udział to pójść na "czyjś kompromis".
Wstać odpowiednio wcześnie i uczesać włosy, pomalować ładnie oko a nie spiąć włosy w kok na czubku głowy i wcisnąć sobie maskarę między rzęsy.
Nie obgryźć paznokci zapuszczanych 2 tygodnie.
Zacząć wierzyć w siebie tak by inni też wierzyli.

Dla mnie to strasznie trudne. Dla niektórych naturalne.
Kupiłam lakier do paznokci i nowy puder. Może dodadzą mi odwagi. Kupiłam też gazetę, w które roi się od artykułów o pewności siebie. Może sobie je jakoś wklepię do głowy. Nie mam pomysłów co mogłabym zrobić jeszcze.
Pomóżcie moje drogie!

kilka zdjęć nie moich. Dziś taki zdjęciowy też dzień mam.
k,NjM1MDAyMTYsNDk5MDEwODI=,f,87837_tumblr_lmxechMNid1qk_big.jpg
http://g1a1b1r1y1s1i1a.pinger.pl/p/1
być sobą.jpg
http://g1a1b1r1y1s1i1a.pinger.pl/p/1
http://entresonhoseencontros.blogspot.com/2013/04/imagens-com-frases-para-tumblr.html

tumblr_static_tumblr_m8vt1ekmbg1r9au29o1_500.jpg
http://g1a1b1r1y1s1i1a.pinger.pl/p/1

Aha a Candy już tuż tuż..... :)

Ale gorąco dziś prawda? Jest milion stopni! Ja mam rolety zasunięte i siedze w domu w swetrze ale miałam rano wyprawę mpk - roztopiłam się na siedzeniu :)
Pozdrawiam Was gorąco, ściskam i przytulam :)I częstuję zimnym arbuzem!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Podróż za jeden uśmiech


Zaczyna się od "A może by tak gdzieś pojechać P.?"
Albo zwyczajnego "Już nie mogę. Nosi mnie już. Nie wytrzymam ani tygodnia dłużej w mieście! Muszę wyjechać"
Na całe szczęście P. po tylu latach już nie mówi: "Ale po co? Jak to? Znowu?" Tylko "Super!"

Cenię je i uważam za jedno z najwyższych dóbr jakie dostajemy od życia.
Nowe meble, samochód, rower, ubrania mogą poczekać, a nawet nigdy nie mieć miejsca.
Ważniejsze są dla mnie podróże.
Małe, duże. Obojętnie.
Ważniejsze.

No to sprawdzam fundusze i dopasowując do nich wybieram palcem miejsce na mapie. Najczęściej ze względu właśnie na pieniążki są to miejsca, gdzie nie ma Euro i tam, gdzie jest zielono, ludzie są mili i tam, gdzie jeszcze nie byliśmy. Nie tak dawno dwa razy pod rzad był to Krym. innym razem Bieszczady, potem Czarnogóra , która mimo, że ma europejską walutę jeszcze pozostaje nietknięta komercją. Poza tym za niewielką cenę można zwiedzić więcej. Można więcej poznać. Bardzie być. Ja osobiście wolę jechać gdzieś na własną rękę i kilkanaście dni zwiedzać dana miejscowość, okolicę, kraj jeżdżąc lokalnymi środkami komunikacji niż kupować dwutygodniowy pobyt gdzieś w hotelu. Wolę wolność wyboru.

Potem już tylko chwilę zajmuje zarezerwowanie kwatery. Niekiedy też noclegu szukamy na miejscu. Potem następuje mój jeden z ulubionych momentów "przed" a mianowicie czytanie o danym miejscu, wertowanie blogów podróżniczych, oglądanie zdjęć i czytanie opowieści turystów, którzy już tam byli. Nie dozuję sobie tego. Czytam jak najwięcej mogę. Czasami tez wybieram się z P. do księgarni. Bierzemy z półki wszystkie przewodniki o danym miejscu i wertujemy strona po stronie i pokazujemy sobie nawzajem cudowne zdjęcia miejsc, które niedługo już będziemy widzieć. Czytamy o przysmakach, zapachach, ludziach. Nie możemy się doczekać. Czasami robię jakiś plan. A czasami chce tyle zobaczyć, że robienie planu mogłoby przestraszyć uczestnika chcącego sobie po prostu poodpoczywać. Dlatego coraz częściej go nie "publikuję", nie wygłaszam. Wszystko okaże się na miejscu.

Potem jest etap pakowania  rzeczy w torbę lub plecak albo walizkę. Skreślanie krok po kroku rzeczy z listy, które są już gotowe i czekają zapakowane. Ten etap lubię najmniej. Nigdy nie wiem co do czego mi będzie pasować i co z czym będe zakładać. Nie lubię w ogóle nad tym rozmyślać. Później jeszcze tylko ogarnięcie domu na sam koniec żeby wrócić do czystego i można jechać. Upewnienie się na sam koniec czy wszystko zapakowane. Jak zwykle i tak się okaże, że zapomniałam okularów przeciwsłonecznych albo apaszki. a ja lubię apaszki. No nic. Kupię sobie - będę miała pamiątkę.

I wyruszamy! Uwielbiam też samą podróż. No może niekoniecznie w upale w autobusie, ale samą podróż bardzo cenię. Oglądam świat zza szyby samochodu, pociągu czy samolotu. Fascynuje mnie obserwowanie ludzi. Pięknie ubranych biznesmenów lecących pewnie na jakąś bardzo ważną konferencję tylko z aktówką. Lubię patrzeć też co ludzie czytają, jak się ubierają, zgadywać skąd są. Uwielbiam w podróży kombinować czym i jak dojechać gdzieś. Kocham też smakować. Chodzić do knajpie uczęszczanych niekoniecznie przez turystów, bardziej przez tubylców. Na Ukrainie jeść pielmieni, w Wenecji pić kawę bez mleka której nie cierpię, w Chorwacji do wszystkiego dodawać czosnek i rozmaryn. Uwielbiam wąchać miejsca. Robić zdjęcia. Smakować. Być. Tak zwiedzam. Chłonąc atmosferę danego miejsca. Będąc wśród mieszkańców nie obok.

Zupełnie nie rozumiem jak można nie lubić podróżować :) Tak samo jak nie rozumiem jak można nie lubić pomidorów, truskawek albo czekolady :) Może ja po prostu dostałam te miłość do podrózowania dodatkowo od tych wszystkich, którzy tego nie lubią? :) Tak w zamian. Chyba tak.

I mimo, że w tym roku moje wakacje trwały tylko dwa dni. Były w miejscu, w którym już byłam kilka razy więc niekoniecznie poznawałam tam cokolwiek. To miło znów poczuć wiatr we włosach i zapach bryzy polskiego morza. Mimo, że z całego serca kocham góry,  miło po prostu podróżować. Mimo, że nad morze jechałam 8h i wracałam 9h a  nad samym morzem byłam bardzo krótko, miło zapomnieć o codziennej rutynie i biegu i miło jak największym problemem w ciągu dnia jest rozwiązanie dylematu z czym zjeść gofra :)







Drodzy moi! A Wy? Lubicie podóżować?
Gdzie spędzacie wakacje w tym roku?
Lubicie się pakować, przygotujecie się jakoś do wyjazdów?

Pozdrawiam Was i przesyłam moc buziaków i podziękowań za liczne komentarze pod ostatnim postem. 

wtorek, 16 lipca 2013

Pogodzić się


Drodzy moi!

W prawdzie LePetitka Marché  i rzeczy z tym związane pochłonęły mnie bez reszty, ale odczuwam potrzebę podzielenia się z Wami moimi dzisiejszymi emocjami. Za dużo ich żeby trzymać wszystkie w środku, w końcu się muszą gdzieś ulotnić, wylać, wysypać. A tu najlepiej.


I tak sobie myślę, że ta energia pozytywna jest z uświadomienia sobie pewnej sprawy. A mianowicie tego, że każdy ma inaczej i ciągłe poczucie niesprawiedliwości utrudnia cieszenie się nawet z najmniejszej sprawy. Więc się pogodziłam.

Z tym, że mimo wykształcenia i doświadczenia zarabiam najmniej z otoczenia.


Z tym, że wzrostu to ja nie mam zbyt dużo, a wszyscy inni tak! I że Ci wszyscy inni mogą kupować normalne spodnie i nie muszą ich skracać, i że kozaki sięgają do połowy łydki im a nie do kolana, i że te same kozaki zwężenie mają na początku łydki dla wszystkich a nie na jej samym końcu przez co kozaków zakup dla mnie graniczy z cudem.

Z tym, że mimo uważania na to co jem, odżywiania się przeważnie sałatkami, ciemnym chlebem i mimo picia zielonych herbat i wody, tyję szybciej niż te co się objadają tortillami, pizzami i makaronami z sosem beszamelowym. No dobrze. Z tym pogodziłam się na pół. Ale przynajmniej wiem, ze powinnam się pogodzić:)


I jeszcze z tym, że nie zawsze wszyscy mówią prawdę, że obiecują coś a potem nie dotrzymują słowa, że oszukują, i że wcale nie wszyscy mają dobrą naturę.

I jest jakby lepiej. Jakby luźniej się żyje. I choć dalej się we wszystko zanurzam i angażuję uczuciowo, emocjonalnie i zwyczajnie najbardziej jak mogę, uczę się nie reagować na wszystko 100% gniewem, radością (choć to akurat trudne) i wybuchem płaczu. Uczę się - nie oznacza, że tak nie jest. Bo na przykład nie dalej niż w piątek, gdy się dowiedziałam o narodzinach skrzata z trudem opanowałam chęć podskoków na koryatarzu w pracy. W tajemnicy ...nawet wykonałam z trzy, ale jak nikt nie widział :) I trudno też, jeśli ktoś mnie obwinia i mówi przykre rzeczy, zachować zimną krew i się nie popłakać, nie odpowiedzieć drżącym głosem.

Chciałabym jeszcze mieć taki wewnętrzny spokój i być opanowana, ale to chyba nie tkwi już w mojej naturze choleryka. Ale chciałabym się nie wzruszać przy byle jakim tandetnym filmie, albo wtedy jak się dostaje magnetofon na urodziny i jak się czyta życzenia i charakterystykę imion. Przy byle jakiej sytuacji. Albo chciałabym nie być w gorącej wodzie kąpana, nie reagować impulsywnie, chciałabym najpierw pomyśleć a potem zrobić. No niestety - w praktyce wszystko wychodzi na odwrót. I chciałabym przestać kochać niepraktyczne rzeczy, albo jakieś takie nikomu niepotrzebne. Zgłaszać się na ochotnika wszędzie a potem się złościć, że kurcze...zawsze ja! że po co mi to było. Ale tak to jest. Nie wiem tylko, czy w moim imieniu siedzą te emocje, czy w znaku strzelca, czy po prostu we mnie. Może się kiedyś zmienię i będę jak te wszystkie kobiety, które z wielką elegancją i niespiesznymi ruchami wsiadają do auta i z niego wysiadają, które z gracją wyciągają portfel z idealnego porządku w torbie i które nie wiedzieć czemu zawsze mają idealne paznokcie i fryzury. Może w końcu przestanę obgryzać swoje pazury i może w końcu ludzie w pracy przestaną mi mówić..żebym coś zrobiła z tymi włosami. Ale uwierzcie mi. Czeszę je kilka razy dziennie, układam, ale one po swojemu żyją. To co je będę zmuszać. Albo może kiedyś będę zawsze na czas na przystanku a nie zawsze z zadyszką wsiadać do tramwaju. I może kiedyś założę spodnie w kant i do tego marynarkę pasującą i buty na obcasie co nie są zawsze za duże i pójdę spokojnym krokiem, wyszykowana i będę w miejscu umówionym piętnaście minut wcześniej. Ahh uwielbiam takie kobiety i podziwiam je za to, że wstają ten jakiś długi czas przed pracą i dbają o to by wyglądać nienagannie, za to, że są otulone drogim zapachem, który unosi się jeszcze długo za nimi i które są takie pewne siebie, co po nich widać.

Pracuję nad tym. Póki co  zakałdając cokolwiek wyglądam jak mała dziewczynka, mam bałagan w torbie, na głowie i w głowie, biegnę do autobusu po drodze zatrzymując się by pogadać z kotem i go potarmosić, chodzę sobie na boso i za dużo mówię. Stanowczo za dużo. Mam ataki śmiechu jak czwartoklasistka i rządzą mną emocje a nie ja nimi. Wybieram kalosze w paski zamiast eleganckich modnych i sukienki w kwiatki, falbanki i piórka z bawełny zamiast dopasowanych z eleganckiego materiału. Tańczę skacząc po całym domu i chodzę na czworakach po schodach. Ale nic to.
Mimo, że nad tym pracuję, powoli dochodzę do wniosku, że to nie ma sensu bo przecież inna zupełnie jestem. I chyba się z tym pogodzę.


O... takie kobiety podziwiam...

http://crushculdesac.tumblr.com/
http://25.media.tumblr.com/da0f0400ca809af0c481fee6a39c8b89/tumblr_mon8b3uqsv1s4kgg7o3_1280.jpg
http://www.ciacha.net/blogi/ronaldovva/2013/06/sesja_nagore_dla_hiszpanskiego_vogue_/1


http://4.bp.blogspot.com/-95XL6MGj_nM/UE2jW9K-M7I/AAAAAAAAALE/K1Yh7kbVgs0/s1600/16.jpg
http://crushculdesac.tumblr.com

Śliczne prawda? Widać pewność siebie i taką kobieca kobiecość.

I tak z ta energią żyję dziś. Nie wiem czy od kawy czy od czekolady, czy od słońca czy od czego ją mam. Ale mam. A właśnie. Jadę na wakacje! No dobrze. Wakacje to zdecydowanie za dużo powiedziane ale nazwę je tak bo w tym roku na żadne inne zapewne nie pojadę. a więc moje wakacje będą trwały całe trzy dni weekendu ale nad morzem. I choć milion razy wolę góry niż morze, może być :) Będę chodzić na boso po piasku, zjem gofra z cukrem pudrem, dorsza z frytkami i porobię zdjęcia. Oby nie padało. Przyznaję szczerze, że odkąd mieszkam tu gdzie mieszkam a trwa to całe dwa tygodnie to nie chce mi się nigdzie chodzić, jeździć itd. Czuję się trochę jak na wakacjach :) Fajne uczucie.

Buziaki przesyłam wszystkim w ten słoneczny wtoreczek!

I jestem ciekawa Waszego zdania na temat tego pogodzenia się i kobiecej kobiecości. Jeśli takie jesteście - zdradźcie mi przepis :) 

piątek, 12 lipca 2013

Wielowatkowy tydzień...


...i wielowatkowy będzie ten post chociaż takich nie lubię :)

Dziękuję
Na samym początku podziękowania.
Bo się należą! I bo jestem wdzięczna.

Dla Was wszystkich! Dla tych, którzy kliknęli na mój LePetitka Marché, obejrzeli, napisali komentarze i maile i dla tych, którzy coś zamówili. Dziękuję za miłe przyjęcie. I mam nadzieję nie poprzestać na tym. Już mam w planach zmienić wygląd targu i zrobić kilka projektów. Natchnęła mnie Weronika z bloga "we grochy" - dziękuję Ci pięknie.

Skrzat
Od rana się skupić nie mogę. Jest powód oczywiście. Mamy nowego członka rodziny a ja po raz drugi zostałam ciocią. Mały skrzat to dziewczynka i mimo, że widziałam ja tylko na razie na zdjęciach już ją kocham nad życie :) Słodka jest. Taka puszysta :) Jutro już ją widzę na całe szczęście i nie mogę się doczekać :)

Odwiedziny
Jako że mieszkam w moich nowych starych czterech ścianach to wszystkich zapraszam. Więc przychodzą i tak na przykład wczoraj była u mnie Mała Mi i przyniosła ze sobą kwiatki z ogródka i miętę, z którą właśnie piję herbatę. Cudna! Dziękuję :*

Weekend
Dobrze, że jest weekend. Nawet jeśli miałby być cały deszczowy. Przynajmniej będzie pięknie pachnieć. Tydzień był tak bogaty w emocje, że mam zamiar się poobijać, choć przyznam szczerzę, że średnio umiem tak się byczyć. Ciągle coś muszę robić :)odbija się to na moim notorycznym bólu głowy.
Miałam w planach zrobić kruche ciasto z rabarbarem raz jeszcze. Tym razem jest to tarta więc ciasto kruche...potem rabarbar i kruszonka :) I właśnie wyjęłam je z piekarnika :)
I P. jadł właśnie takie ciepłe wyjęte prosto z piekarnika :)

PS: Mówiłam już, że nie miałam pojęcia, że zmywarka to jednak jest cudowne urządzenie?







Cudownego weekendu Wam życzę i smacznego ! :)
Dużo radości i inspiracji!


sobota, 6 lipca 2013

At last Saturday!

Na ścianie maźniętej farbą tablicową - "At last Saturday!"

Na początku dzisiaj się wyspałam.
P. kupił frezji cały bukiet - pachną lepiej niż niejeden odświeżacz powietrza.
Kocham frezje nad życie.
Potem były świeże bułki z pomidorem, mozzarellą i octem balsamicznym.
Też kocham.
Następnie też kawa w filiżankach od tej czarodziejki.
Znowu kocham.
A następnie zakupów domowych moc. Przyborniki na mydło, ręczniczki, drewniane żaluzje do łazienki i też drewniana skrzynka. Skrzynkę malowałam bejcą na krwistą czerwień pół wieczoru.
Drugie pół dosiewałam trawy.
I jeszcze na obiad były pierogi z jagodami.
Do tego koty na zmianę przychodzące po mleko i kawałek czegoś.
Z daszku przy wejściu wisi latarenka ze świeczką.
Komary tną niestety.
Słychać przekrzykujące się ptaki.
W powietrzu czuć sąsiedzkie grille.
Pachnie wakacjami.
Mimo, że ich nie mam i nie będę miała raczej w tym roku, taka sobota to marzenie.
Cudownie!

A tu na dowód kilka zdjęć :)









Cudny ten kot prawda?
Nietykalski taki jest jeszcze ale powoli się oswaja.
Do kompletu przychodzi jeszcze taki śliczny nieduży szaro bury i wielki gruby rudy kocur :) Tak więc do wyboru do koloru!

A właśnie! Jest coś jeszcze co wprawia mnie w tak doby humor!
Mam nowe hobby! Pochłania mi wolne chwilki :) Nigdy nie sądziłam, że będę takie rzeczy robić a jednak!
Pokażę Wam następnym razem. Może się spodoba i ktoś z Was zechce mieć moje małe dzieła w domu? :)

Buziaki wielkie i cudownej niedzieli życzę!


czwartek, 4 lipca 2013

Home sweet Home

Moi drodzy!
Radość wielka!
Tryska ze mnie!
Z oczu, z uszu, zewsząd!

Nieprzespane noce, bolące nawet najmniejsze mięśnie w całym ciele. Powieki górne klejące się do tych dolnych przez cały dzień w pracy. I wielka chęć i niecierpliwość żeby znów być w swoich czterech ścianach. Coś ustawiać, przestawiać, podlewać. W końcu! W domu! Swoim! (no prawie swoim...za trzydzieści lat już bez prawie swoim). Przeprowadzałam się drugi raz w życiu i mam nadzieję, że ostatni. Nie lubię. Przykro mi, że jakoś muszę ruszać, porządkować, wyrzucać, selekcjonować moje rzeczy. Mimo, iż przeprowadzka na wymarzone miejsce to jakoś tak w umyśle i na serduchu poruszone. Coś. Że coś się kończy, coś zaczyna. Jakaś granica, kreska, przeszłość, przyszłość. Zbyt sentymentalne to ale jest. I pozbyć się nie da. Po kilku dniach zostały tylko te pozytywne już uczucia :)
Na szczęście.

W planach miałam co innego. Chciałam na bieżąco pokazywać na blogu zdjęcia postępów remontu. Ale nie wyszło. W prawdzie jeździłam z aparatem na jeszcze wtedy miejsce ( jak to P. mówi ) budowy, ale wszędobylski kurz, kable wystające ze ściany, podłoga na pół położona i nieumyte okna twierdziły, że nie są fotogeniczne. Chyba miały racje.

Z tej właśnie przyczyny efekt postanowiłam pokazać dopiero teraz.
Jest ciemno w całym domu. Delikatne światło od lampy ulicznej dociera przez umyte już okna i tłumiąc się przez lniane firanki wygląda trochę tak jakby miał się za chwilę odbyć pokaz slajdów z dzieciństwa. Na górze w sypialni nowa pościel czeka na mnie i nie wiem dlaczego ale mogę przysiąc, że ma wspaniałe właściwości działające na mnie cudownie relaksująco. I do tego wszystkiego jeszcze trawa na zewnątrz. Wprawdzie gdzie nie gdzie tylko wyrośnięta bo zawsze po zasianiu niszczyła ją ulewa. Ale mimo wszystko jest. Kilkanaście metrów kwadratowych ale są. Nad nią choinki i cudna brzózka.
Cegła, trawa, podłoga, kosz piknikowy i lampy - wszystko się dopiero poznaje ze sobą, ale już tak obserwując z trzeciej strony mogę śmiało przyznać, że widać, że się zaprzyjaźnią.

Konfrontacja przed i po dla Was :)
Zapraszam na krótką podróż po głównych pomieszczeniach domku. Rozgośćcie się proszę i czujcie się jak u siebie :)

Zacznijmy od...


łazienki "przed'



a tu łazienka "po" - pierwotnie ściana nie miała być w kolorze "magnolii" lecz wrzosu, ale z czasem cała koncepcja uległa zmianie :)



_________________________________________

Następnie zapraszam do sypialni :) Tak było


A tak jest teraz. Tylko jeszcze brakuje np. lampek i kolekcji moich czarnych i białych ramek nad łóżkiem. Może w ten weekend...?


_________________________________________

Teraz hmm...taki zakątek pod schodami... tak było...


A tak jest teraz :) 


_________________________________________

Kolejno widzimy salonik w czasie przeszłym :)


Oraz w czasie teraźniejszym. No może wczorajszym bo teraz na parapetach są też kwiatki :)


_________________________________________

Teraz przenosimy się tuż obok w stronę kuchni. kuchenki. malutkiej :) Tak wyglądała...




A tak wygląda teraz...



Mam nadzieję, że metamorfoza naszego wnętrza się podoba. My jesteśmy zachwyceni tym, że to w końcu małe cztery ściany na ziemi, w których czujemy się dobrze :) Będę starać się na bieżąco informować Was o zmianach jakie następują. Np. dziś P. wyposażył mnie w kredę więc śmiało mogę wyżywać się na mojej ścianie tablicowej....średnio ją widać na tych zdjęciach ale jak się przyjrzycie to zobaczycie ją po prawej stronie kuchni :) Taaak...tam będą przepisy na coś gorącego z cynamonem w zimie i coś z cytryną i miętą na lato.

Przepraszam najmocniej za chaos w tym poście. Ale to wszystko przez radość i zmęczenie.

Kochani - mam nadzieję, że tu bywacie, oglądacie i czytacie :) Pozdrawiam Was i ściskam! A jutro weźcie ze sobą parasolki - ma padać!

PS: Odwiedzają nas koty!

wtorek, 18 czerwca 2013

Chce mi się krzyczeć dziś!



Krzyczeć mi się chce.

Chce mi się krzyczeć z radości
Z radości, że smak czereśni nieustannie ten sam i że piwonie czarują tym samym zapachem co roku
Że starsi panowie i panie jeszcze na rowerach jeżdżą z torbami materiałowymi, z których sałata i szczypiorek wystają starannie wypielęgnowane przez tyle miesięcy.
Że skrzynka pocztowa już wisi i krzyczy "piszmy wreszcie"!
Że chcę i mogę na wakacje jechać i stopy moczyć w morzu i chłonąć oczyma górski widok
Że są tacy, którzy przed pracą usiądą na krześle w kawiarni i ciesząc się chwilą sączą kawę dawkując sobie spokojnie kofeinę na późniejszy trud.
Że jeszcze trochę tekstu jest w piosenkach takich bez teledysków.
Chce mi się krzyczeć z radości

Chce mi się krzyczeć z wściekłości
Że mural maluje pięć osób kilka dni, pięć osób które wcześniej uczyły się tego robić przez pięć lat. I nagle zostaje mural maźnięty bezdusznie ohydnym sprayem kreśląc kształt przezwisk i wyzwisk.
Źe narzekamy, że narzekamy. I że narzekamy na nas samych. Gotuje się we mnie!
Że ktoś może przepaść bez śladu. Z dnia na dzień. Po prostu. Rozpłynąć się w powietrzu.
Że wiadomości od polityki się zaczynają i na niej też kończą. Zresztą jakiej polityki!?
Że nie darzymy wdzięcznością tego wszystkiego, za co kiedyś dziadkowie poświęcali ...wszystko
Chce mi się krzyczeć z wściekłości

Chce mi się krzyczeć z bezradności
Że choroby są na świecie i brak pracy i cwaniactwo wszechogarniające
Że liczy się coraz mniej to co liczyć się powinno. Chyba powinno.
Że czasu nie sposób rozciągnąć żeby skorzystać móc ze wszystkich dobrodziejstw tego świata
Że wcale nie lubię tej technologii całej, nowoczesności i postępu co niszczy wszystko co z duszą
Że to właśnie angielski jest światowym językiem. Dlaczego nie ukraiński na przykład?
Że mamy swoich dzieci ze strachu nie posyłają do sklepu już nawet po mleko
Chce mi się krzyczeć z bezradności

Chce mi się krzyczeć ze szczęścia
Że w tramwajach ludzie książki czytają a nie tylko przesuwają palcem po kindle'ach.
Że zaczynamy segregować śmieci pomimo 22 zł za osobę
Że rowerów jest mnóstwo na ulicach mojego miasta
Że bezinteresowność w małych gestach ludzkich jeszcze można zauważyć
Że powroty do przeszłości widać w kinach, knajpkach i kawiarniach
Że małe koty wzbudzają we mnie dreszcz, wzruszenie i troskę
Że świadomość nasza jest coraz większa
Że wzruszać się potrafię i mam z tyłu głowy nieustannie taką  myśl, że jestem obok tego wszystkiego
Chce mi się krzyczeć ze szczęścia

http://polowkipomaranczy.pl/singiel-kulturalny/krzyk-edwarda-muncha/


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Zegarka nie ma na dłoni

Tydzień, dwa tygodnie, miesiąc, półtora...
przeraźliwy dźwięk budzika, krople deszczu o parapet co dzień
łyk wody, szczotka, pasta, tusz do rzęs, pięć spojrzeń na zegarek jakby dzięki temu miał zwolnić czas
krótki sprint do pracy, ponad osiem godzin jak w przyspieszonej taśmie,
kawa, herbata, kawa, woda, kanapka, coś słodkiego
sprint na uczelnie i zabijanie czasu słuchaniem lub niesłuchaniem właśnie
niesłuchaniem i myśleniem co potem i co przedtem, tylko nie o tym co właśnie, co w sekundzie
potem kolejny bieg w deszczu, coś jak triatlon to wszystko wygląda.
Na czas
Castorama i bieg między regałami, kolory, faktury, drewno, kafle,
i znowu dalej bieg między kroplami deszczu przez parking szukając samochodu
razem z kolorami, farbami, drewnem i kaflami do miejsca wymarzonego
już prawie zamieszkanego
prawie
(bo ciągle coś...*..)
i nagle ni stąd ni zowąd przyszła i palcem wskazuje poduszkę i kołdrę
dwudziesta trzecia
łyk wody, szczotka, pasta, zmywam tusz do rzęs, kilka spojrzen na zegarek jakby dzięki temu miał zwolnić czas
i do tego
* artykuł do napisania na miesiąc temu, obiad do ugotowania na jutro, ubrania do wyprania z ubiegłego tygodnia o wyprasowaniu nie wspomnę, a to auto do naprawienia, a to prezenty do kupienia bo urodziny imieniny i rocznice, a to siprądu znowu nie ma, a to ciagle coś.

Tak było.
__________

Milszy dźwięk budzika, słońce za oknem
dwa łyki wody z cytryną, szczotka, pasta, może nawet piosenka albo dwie z rana,
zegarka nie ma na dłoni,
spacer do pracy, a w niej starannie przygotowana kawa i rozkoszowanie się nią, więcej wody,
koniec popołudniowej uczelni, więc powrót do biegania przyjemniejszego takiego bo chcę, po pracy
układanie, przekładanie, wystrój wnętrz, sadzenie kwiatów, pakowanie się, wypakowywanie się,
nie patrzenie w przód, chyba, że o marzeniach mowa
nie patrzenie w tył, chyba, że za wspomnienieniami miłymi
kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt chwil z blogami innymi,
może jakieś zdjęcia ... pustych ścian a potem wypełnionych pomieszczeń,
i spodzewana dwudziestatrzecia
a nawet dwunasta
i przestrzeń między nimi miło wypełniona

Tak będzie.

 ___________

od dziś! Muszę i chcę. Zwolnić.
Nie zwolnić zmuszona płaczem bezradności z braku sił.
Nie.
Zwolnić i zatrzymać się. Uchwycić sekundę.

Co u Was moi mili....?

chwila-czesc-7
http://www.widelec.org/stuff/chwila7/chwila_01.jpg



czwartek, 2 maja 2013

„Maj, maj dokoła się święci, od wonnych bzów, szalonych bzów, wprost w głowie się kręci”

Długi tytuł.
Długi bo jest powód.
Bo maj.
A jak maj to:
słońce, moc zapachów i kolorów,
rocznica ślubu, rocznica bycia razem,
maj to spacery i mnóstwo ludzi na ulicach,
to letnie wiosenne cudowne deszcze
i zapach powietrza tuż po nich,
to pierwsze burze, których się boje,
to kolorowe drzewa i kwitnące kasztany,
to ukochany bez i rozkwitnięte magnolie,
to dużo dni wolnych,
to imieniny, urodziny, wycieczki,
to siedzenie na trawie i juwenaliowe koncerty,
to lody na gałki i zapach ognisk,
maj to taki energetyczny miesiąc,
taki, że chce się latać i skakać,
nawet biegać się chce,
maj to góry, leniwe odpoczynki,
to mnóstwo powodów do szczęścia i uśmiechu.

Kwiaty dostałam!
Frezje cudnie pachnące i wielki bukiet tulipanów! Czerwony od P.
Szkoda, że przez monitor nie można ich powąchać- zapach jest niewyobrażalnie łąkowy. Cudny wręcz!





Uwielbiam maj już od ostatniego kwietnia. Lubię go po połowę czerwca aż.
Same preteksty do radości są w nim. Lubię jak nie wiem co :)
Jak czekoladę lubię maj, jak kawę i pierogi z truskawkami.
Jak sałatkę z pomidorami i rukolą i z czosnkiem oczywiście.
Jak głaskanie i czochranie kota małego! :)

I jeszcze dostałam wyróżnienie od mojelittledreams za co dziękuję przemocno!!!


 I muszę odpowiedzieć na te oto pytania: 

1. Co lubisz najbardziej?
Czekoladę, jesień, spotkania, podróże i truskawki.
2. Rano pierwsza kawa czy śniadanie?
Kawa
3. Samochód czy rower?
W zależności gdzie :)
4. Morze czy góry?
Góry!
5. Wakacje w Polsce czy zagranicą?
I tu i tu!
6. Pies czy kot?
KOT!
7. Róża czy tulipan?
Tulipan
8. Twoje największe marzenie to ...?
Nie mogę powiedzieć bo się nie spełni. Ale trochę z kotem trochę z Tajlandią...
9. Twój kolor to ...?
Zieleń
10. Twój znak zodiaku to ...?
Strzelec
11. Czy wierzysz w dobre duszki?
Oczywiście!

I postanowiłam nie nominować blogów! Trochę na opak. Wszystkie uwielbiam i doceniam -  nie mogę już dłużej wybierać kilka blogów z kilkudziesięciu. Czujcie się zatem wyróżnieni-możecie znaczek Liebster Blog dać na swój blog i podpisać, że ode mnie nominację dostaliście! Globalną :) Majową :) Na pytania nie musicie odpowiadać - napiszcie coś o sobie innego niż zawsze - np. o tym ....jaka byłaby Wasza firma gdybyście ją mogły założyć, a te które mają takową - to co by w niej zmieniły gdyby miały do tego środki :) Albo o planach na wakacje! Albo o tym co jecie na śniadania zawsze - obojętne. Dowiedzmy się więcej :)

Życzę Wam cudownej majówki! Pięknej pogody!
Jeśli będzie padać deszcz - to pysznej herbaty i kawy w kubku w ciepłym domku! Odpoczywajcie kochani!
Jest maj! :)