Nagle.
Jak
adrenalina. Od stóp do głów. Albo jeszcze lepiej jak wyjście z samolotu w kraju gdzieś daleko,
daleko stąd. Fala ciepła, łaskotek, drżenia. W głowie głosy „otwieraj szybko
notatnik, kartkę, Worda, cokolwiek! I pisz”
Więc piszę.
Boże już trzeci!
A ja nie mam wypisanych postanowień i celów na ten rok. A przecież tyle ich w
głowie. Przecież wszyscy mówią, że to nonsens, że to bez sensu, że i tak się nie
sprawdzają. Bo przecież coś około 25go stycznia przypada statystycznie zbadany
i zanalizowany dzień, w którym to ponoć wszyscy są najbardziej nieszczęśliwi w
roku. Bo nie ma pieniędzy po świętach, bo postanowienia właśnie przestają mieć
miejsce, bo załamanie ogólne i wielki dół.
Na pewno tak nie będzie. Będzie
inaczej. Ponoć jak się postanowienia spisze, to jest zupełnie inaczej. To
motywuje i kontroluje. Nie jestem przekonana. Ale ok. W ubiegłym roku postanowiłam jeść więcej zup i biegać. Wyszło. To czemu ma
teraz nie wyjść? Tylko nie bardzo wiem jak moje postanowienia ubrać w słowa. Bo
ja to bym chciała żyć. Oddychać, biec, uśmiechać się i żyć szczęśliwa. I mimo
mojego durnego charakteru i przejmowaniem się wszystkim za wszystkich, empatią jak stąd
do Azji i w ogóle chłonięciem słów innych jak gąbka może to nie wyjść. Sama
sobie rzucam kłody pod nogi. No bez sensu.
Więc postanawiam to zakończyć ale w głębi
ducha już wiem, że się to nie uda. Już dziś się to nie udało. Choć tylko jedna
pani z pracy zapytała czemu to nie jest zrobione. Zapytała mnie. Choć to nie do
mnie należy to się przejęłam i od razu
wymyśliłam, że przecież co z tego, że nie do mnie skoro mogę to zrobić. Zaraz
potem potoczyła się dobroduszna lawina pomysłów a może w ogóle zrobię to to i
jeszcze tamto. Przestań – w duchu się pouczam. I zajmij się wreszcie sobą! Idź
pomaluj sobie paznokcie w końcu skoro nie obgryzasz już tydzień! Albo sobie
piling z kawy zrób! Coś dla siebie w końcu. A nie. Bądź szczęśliwa. Tylko
kurcze ja ciągle nie wiem. Stoję jakby na szczycie górki i nie wiem w która
stronę schodzić. Czy tą samą drogą, którą tu weszłam czy może nową, bardziej
dostojną, zieloną, na której mniej ludzi a jeśli już są to i tacy widać
zadbani, z czasem dla siebie. Nie wiem.
Zadaje sobie to
pytanie co ja chce i nie wiem. Jak baba. No nie wiem.
Lubię jak jest miło i
nikt nikomu nie przeszkadza w życiu. Po prostu. Lubię jak po
prostu jest dobrze, pozytywnie wszyscy patrzą, nie zazdroszczą, nie psują innym
humoru. Czemu tak nie może być? Pytanie przedszkolaka? No i co. Takie mam i
takie mnie nurtuje.
Więc dobrze –
postanawiam o siebie zadbać. Wewnętrznie i zewnętrznie. Ale nie chce być jak Ci
właśnie co umieją „olewać” i niby im prościej w życiu. Lubię to swoje
obserwowanie i wczuwanie się.
Już wiem.
Będę jeść ryby. Więcej
ryb. I postaram się nie pić kawy rozpuszczalnej. Wezmę sobie do serca mniej
znaczy więcej i będę się jeszcze więcej ruszać.
Albo nie.
Może po prostu
odpuszczę? Ale jak to się robi?
I będę poróżować.
Bo to cieszy mnie najbardziej.
I może w końcu
przestanę się uśmiechać zawsze i będą traktować mnie poważniej.
Albo..Albo będę
wolniej mówić i będę miała więcej czasu na zastanowienie się, więc nie będę
żałować słów.
A może nawet uda
mi się nie przejmować. Nie uda się. No ja takie rzeczy po prostu wiem.
O! Nauczę się
angielskiego płynnie tak.
Ahhh nie wiem.
Spisać czy nie spisywać? Postanawiać czy też nie.
Może po prostu
sobie pożyję?
Napisałam.
Adrenalina schodzi…
 |
prawdziwyja.blogspot.com |