środa, 20 lutego 2013

Pozytywnie zakrzywiona czasoprzestrzeń... (część II)


Część pierwsza opowieści znajduje się  tutaj

Zaczyna się dzień pracy....
stos maili, z których w każdym ktoś oświadcza, że właśnie teraz, zaraz a najlepiej na wczoraj czegoś potrzebuje i mocno chce. Że coś muszę, i że coś powinnam. 
Zaraz. Wszytsko ale za chwileczkę. Najpierw kawa.
Idę więc przez korytarz.
- "Cześć" - Ktoś się wita i uśmiecha!
- "Cześć. Ale masz śliczny sweter" - odpowiadam i chwalę. Bo miała śliczny. Mocno, mocno zielony z wełny taki. Uroczy.
- "Aaa dziękuję. Dostałam od Cioci z Danii" - spoglądając na sweter i dotykając dłonią drugiego rękawa.
- "No tak. Nie wątpię. Wiedziałam, że nie może być łatwo osiagalny" - odpowiadam z uśmiechem. Bo tak jest zawsze gdy pytam kogoś, gdzie Jego śliczna rzecz, w której właśnie się zakochałam została zakupiona. Zawsze od cioci z Danii, albo na wakacjach w Hiszpani, od siostry skądś tam albo z lumpeksu wygrzebane. Więc już postanowiłam nie pytać. I odkąd nie pytam - sami mi komunikują o niemożliwym zakupie.
Idę więc dalej po tą kawę, po drodze mijam kilka osób i wymieniam się uśmiechem i kilkoma zdaniami.
Miło tak rankiem.
Zrobienie kawy rano to bardzo poważna sprawa. Bo przecież dobra kawa decyduje o dobrym dniu. Taki mam mały rytuał więc na wszelki wypadek wącham trzy razy mleko sprawdzając czy przypadkiem nie jest popsute, dodaję szczyptę cynamonu, zalewam odpowiednią ilością wody i mieszam wydobywając cudny aromat. Dzierżę kubek (mój własny, zakupiony przez P. specjalnie do pracy) w dłoni i idę z powrotem już szczęśliwsza i bardziej obudzona samym zapachem.

Jestem i mogę teraz prawie już pracować. Prawie, bo jeszcze śniadanie i przegląd blogów. Cuda cudeńka tworzone przez bloggerki i ich teksty nastrajają jeszcze lepiej. szczególnie po przeczytaniu z grubsza wiadomości - po czym mam wrażenie żyję w nieszczęśliwym kraju morderców, gwałcicieli i oszustów. Brrr..nie czytam tego więcej. Na przekór dołączam na facebooku do grupy z wdzięczną ideą niesienia optymizmu! :)

I dopiero teraz mogę uzupełniać rzeczy na wczoraj, na zaraz na za chwilę. I tak osiem godzin czasem więcej. Spotkania, które mało co wnoszą, ale może wnoszą..i docenię to kiedy mnie już tu nie będzie, jakieś telekonferencje i tysiące wiadomości i informacji. Czasami niektórzy się nawet tu kłócą - trochę jak w przedszkolu. Z zewnątrz wygląda to  śmiesznie nawet.
Ale nie ważne. Po ośmiu godzinach jest to co ważne.
Wracam do domu. Można by rzec, że dzień zaczyna się raz jeszcze. Albo po drodze P. mnie zabiera, albo druga opcja - tramwaj. Lubię to bardzo. Widać wtedy jak ludzie uciekają od siebie wzrokiem gapiąc się za szybę, przez któej przecież jak każdy będący właśnie w tramwaju dobrze wie, nic nie widać. Nie widać bo w tramwaju jasno a za szybą zmrok. Wszytsko się odbija. Ale mimo wszytsko gapimy się za szybę. Żeby uniknąc kontaktu wzrokowego. A gdyby tak czasem sie właśnie spojrzeć na kogoś i uśmiechnać? Albo zagadać? Olaboga!
Kiedyś chyba tak było. Na filmach nagranych dziesiąt lat temu tak właśnie było. Chcę tak znowu.
Wysiadam. Idę jeszcze po małe zakupy. W warzywniaku jak zwykle przyjemnie, a w mięsnym te dwie śmieszne panie. Śmieszne bo jak się poprosi "20 deko tej szynki" to i tak na końcu dostaje się 28. Więc wiedząc to i chcąc 20 deko, mówię: "Poproszę 10 deko..." i wtedy dostaję 20. Pocieszne na prawdę.
Idę jeszcze kawałek chodnikiem i myślę. Myślę co muszę. Bo okazuje się, że trochę jeszcze muszę. Napisać muszę to, wysłać tamto, obiecałam jeszcze zrobić chustecznik decupage'm. Zdjęć trochę chciałam popstrykać i znów tak ciemno, a może wyprasuję w końcu tę stertę ubrań? No i jeszcze do babci na chwilę. Aha i właśnie! Chciałam przecież iść na siłownie, już przeciez wczoraj miałam iść i dać sobie wycisk. A co ugotować na jutro? A na dzisiaj na kolację? Nie wiem nie wiem. Ale zimno!

Rzeczywistość weryfikuje.
P. kupił świeży chleb. A jak świeży chleb to wiadomo, że to najlepsze co może być - więc się zapycham. Takim chlebem z masłem i solą albo pomidorem czasem jeszcze dodatkowo.
Potem jeszcze czekolada. Bo ewidentnie spadł cukier. Nagle.
Potem szybko na jutro kanapki robię, obiad gotuję. Przy okazji rozbijam dwa kubki i kaleczę się w reke trzy razy. Sierota. Potem biegam szukając plastra. Oczywiście go nie ma. Wyszedł.
P. dokańcza pichcenie a ja zajadam smutki i swoje gapiostwo czekoladą. Wpadam w rozpacz, w otchłań rozpaczy, że będę gruba! Że już jestem!
Idę zaparzyć herbatę z ziołami na odchudzanie. Po niej jeszcze bardziej chce mi sie słodyczy. Zawsze.
Ok. Biegniemy dalej. razem biegniemy więc biegnie się dobrze.
Babcia. Uczelnia bo coś trzeba donieść, zanieść, wypełnić, podpisać. Na portierni dyskusja i negocjacje, że nas nie wpuszczą po jest 20:00! Wpuścili w rezultacie. Zawsze się tak kończy. Może mają procedury? Pewnie tak.
Ok. I siłownia. Biegnę. Teraz to już na serio. Pokonuję wręcz siebie :)
Czuje sie coraz bardziej czerwona a to nieczęste ze względu na moją karnację ciemną, mam nawet zadyszkę, czuję, że zaraz wybuchnę ale nie. Za wszelką cenę przebiegnę tyle ile sobie wyznaczyłam... potem zadowolona z siebie bez sił całkowicie żadnych rozciagam swoje obolałe ciało. I myślę...Bo miałam jeszcze wyprasować i muszę wstawić do lodówki ugotowany obiad bo sie zepsuje. I co ja jutro ubiorę?  Biegnę znów myślami.
Wracając autem jako pasażer się relaksuje. Uwielbiam to - mogłabym jeździć po zmroku w moim mieście w kółko i słuchać muzyki. Dziwny sposób na relaks. Ale cóż poradzić. Dobrze, że jakiś jest. A w piątek wieczorem to już w ogóle uwielbiam. Kiedy po całym tygodniu czuję jak spada ze mnie cały ciężar "muszę" w rytm muzyki i z każdą zmianą widoku zza szyby.

Po przejażdzce. Pakuję coś tam do tej lodówki nieszczęsnej, coś napiszę, ale już nie wyprasuję - znowu! Mam wrażenie, że ogarniam robiąc bałagan kolejny, kąpię się i padam. Padam. Podziwiam kobiety, które robią to samo i mają jeszcze dzieci. Podziwiam, zazdroszczę i mam nadzieję, że kiedyś też będę taka silna.
I tak to był dobry dzień. Nie lubię odkładać nic na potem. Tzn życia nie lubię odkładac na potem. Na potem natomiast zawsze odkładam sprawy urzędowe, papierologię i biurokrację. Ale odwiedziny, gotowanie właśnie takiej a nie innej potrawy, rozkoszowanie się byciem razem to priorytet!
Leżę. I w głowie mam myśli moc. Jak będzie wyglądać jutro, jak wyglądało dziś. Co muszę szybko, co muszę wolniej. Co muszę. Muszę bo mi coś ucieknie. A nie chcę - chcę brać udział. We wszytskim czym się da. Nie lubię jak mnie coś omija i jak coś przenoszę na jutro. Trzeba rozciągać czasoprzestrzeń. Na tyle ile to możliwe.
Kiedyś profesor powiedział mi, że sztuką nie jest zarzadzanie czasem ale zarządzanie sobą w czasie. Miał rację.

Wolę weekendy. Każdy woli. Żadne odkrycie. Każdy woli je jednak z różnych powodów. Ale o tym następnym razem...


30 komentarzy:

  1. Mało...jeszcze chcę!!! Dużo, dużo więcej chcę...
    Zaczynam wpadać w nałóg Twojego pisania:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jak Ci zbrzydnie? :)
      Hihihih :) Dzięki!
      Będzie jeszcze part III - tak sobie wymyśliłam:)

      Usuń
  2. Cudowny post! z przyjemnością przeczytałam, i wiesz co? chyba jestem do Ciebie podobna, bo dużo rzeczy się zgadza :) ja jedynie zamiast latać na siłownię nie jeżdżę tramwajem a chodzę :) też jestem mistrzem w odkładaniu papierologii i prasowania na ostanią chwilkę hihi :) ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):):):) Dziękuję pięknie!
      Aaaa na pieszo chodzisz - muszę zacząć! Zawsze sobie to obiecuję!
      No a z tą papierologią - to przeokropnie tego nie lubię :) Na prawdę!

      Usuń
  3. hehe :) i właśnie wypiłam taką herbatkę i sięgam po czekoladę ehhhh i wiecznie te sprawy które ktoś zawsze chce na wczoraj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) no coś Ty:) tak herbatka na odchudzanie z czekoladą z pewnością daje efekt ! :) jakiś tam daje nie? :)
      BUZIAKI

      Usuń
    2. może nie taki jakbym chciała ale jakiś na pewno ;p
      w każdym razie z PMS nie zwyciężysz :D

      Usuń
    3. tak z tą dziadygą to w ogóle cięzko.
      próbowałamkilogramu słodyczy - pomaga ale tylko na chwilkę...
      zrób sobie herbatę lipową z sokiem malinowym - na wszytsko dobre :)
      :*

      Usuń
    4. z maliną mogę wszystko :D ale z lipą nie próbowałam :) dzięki :)

      Usuń
    5. probuj...mój smak dzieciństwa!

      Usuń
  4. Ja kawy nie pijam, ale dzień w pracy zaczynam od zielonej herbaty i śniadania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo to bardzo bardzo zdrowo! :) ja nie mogę sie odzwyczaić od kawy....ale to chyba dlatego ze wcale nie wiem czy chcę tak na prawdę :)
      sciskam!

      Usuń
    2. Ja powinnam pić kawę, bo mam niskie ciśnienie. Nawet lekarz powiedział, że choć wie, że nie powinien, ale zaleca. Niemniej nie umiem się przekonać. Chociaż cappuccino czy w upalny dzień frappe wypijam duszkiem :)

      Usuń
    3. No dokładnie - tez właśnie z tej okazji piję. Mam mega niskie ciśnienie ciagle i nieustannie.
      A tak - o frappe pamiętam - pisałaś coś kiedyś :)
      Nie lubisz za bardzo kawy?
      Ja powiem Ci tez nie lubiłam...A teraz? nie potrafie bez niej zyć. Ale nie każda lubię.
      Musi być z mleczkiem...i taka bardziej delikatna... :)

      Usuń
  5. :))) moja poranna kawa, równie obowiązkowa, ważna i rzutująca na cały dzień, teraz wygląda nieco inaczej... Ale przez chwilę było delikatnie podobnie, z jednego pomieszczenia do drugiego, gesty, uśmiechy, dyżurne żarty i frazy... teraz wszystko stoi na głowie.. I wiesz, jak wyjeżdżam z kraju, choć dawno tego nie robiłam, ale mam wrażenie, ze im bardziej na południe, tym łątwiej się ludziom rozmawia, tak właśnie zupełnie naturalnie, o tym skąd i dokąd idą, co na obiad, a że żona to ten tego, a że samochód nawalił, a że u Pani Krysi na rogu podrożało... I uśmiecha się jakoś łatwiej... Szkoda, że u nas tak nie jest.
    ściskam i dziękuję za banerek z boku ;**** no i lecę trochę odpocząć :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpoczywaj! Zasłużyłaś :)
      Gratuluje Ci pięknego dnia i pięknego wyczynu!

      Masz racje. Im dalej na południe tym ludziom się języki otwierają.
      Jakie to dziwne... fajniej tam mają :) Więcej słonca więcej rozmów :)
      U nas za bardzo się wszyscy martwią. Chociaż z drugiej strony też mają czas.
      :) :) :)
      Buziaki!

      Usuń
  6. Już nie mogę doczekać się Twojego weekendu:)
    A te dni codzienne takie wypchane po brzegi, jak u mnie... i choć ludzi tyle dookoła, i wszyscy podobne myśli mamy, podobne marzenia... to jednak mijamy się ciągle.
    To zdanie o uśmiechu w tramwaju... fajniej byłoby na świecie:) I też tak chcę!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) ja też się nie mogę doczkeać weekendu!
      wypchane po brzegi - rację masz. Ale może to i lepiej - nie ma czasu na głupoty!
      ahhhh tak no własnie w tym tramwaju - uśmiechajmy się :)

      Usuń
  7. Ojjj... moja poranna kawka to też był rytuał... czasem taka malunia zupełnie, ale być musiała, inaczej dzień nie mógł się zacząć, teraz niestety, kawowa abstynencja :( za sprawą mojego malucha, ale to też dzięki Niej siedzę w domku i nic mnie nie goni.... Choć dziś już zaczęliśmy z mężem układać plan strategii, który w życie wprowadzimy jak dobre się skończy i do pracy wrócić będę musiała... Wtedy to dopiero przyda się dobre zarządzanie sobą, żeby choć odrobinkę czasu dla siebie znaleźć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojjj kawa nawet mała potrafi zdzialać cuda! :)
      No tak ale skoro możesz teraz sobie bezkarnie posiedzieć w domku i rozkoszować się czasem to ok! To chyba można przeżyć bez kawy!
      A kiedy Twoje dobre się kończy? I zarządzać sobie bedziesz jakos tak bardziej ostro w czasie?
      Na razie korzystaj! :)

      Usuń
    2. Planowany powrót do pracy :( 17 kwietnia...
      Dobrze, że mam blisko, 10 minutek na nogach, ale to i tak 8 godzin i 20 min poza domem

      Usuń
  8. kawa oj tak już jadąc w autobusie i o mało co nie wywalając nosem szyby , myślę o kawie takiej ze spienionym mleczkiem z expresu mniam mniam..i wypijam ją w spokoju jeszcze bez ludzi, bez problemów to jest ta moja chwila wyciszenia..ale wiesz jutro w autobusie uśmiechnę się do kogoś , " nie do szyby" i sprawdzę może uśmiech zadziała...ale jutro jest ten dzień radości, nadziei na dwa przepiekne wolne od pośpiechu dni , wszak to piątulek kochany.. wszyscy sa od rana radosniejsi, usmiechnięci i pełni optymizmu na te dwa wolne dni..od rana jest hurra piątulek i spogladanie na zegarek /ach jak wolno obracają się wskazówki..chyba się popsuł.. iii nareszcie ..miłego weekendu zyczenia słyszę od wszystkich.. a potem w sobotę rano .. kawa w szlafroku pita powoli, połączona z podglądaniem sikorek lub saren.. i chwilo trwaj..cudownie eh wiesz uczę się od CIEBIE zauważania rzeczy ktorych nie widziałam, więc pisz pisz...czekam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihihi o tak! uśmiechnij się. Tylko się nie przestrasz, że ktoś się na Ciebie dziwnie popatrzy ze zdziwieniem :) Hehe albo obróci się żeby zobaczyc czy ktos za nim nie stoji zastanawiajac się "o co jej chodzi? mam cos na twarzy?" :)
      A tak. piątek jest jakiś spokojniejszy w pracy. Ma się swoje rytuały. Fajnie jest!
      A tej soboty rano Ci zazdroszczę! Masz sarenki i sikorki. Cudownie!
      Uczysz się?? Nieee to Ty mnie nauczyłaś! Za kazdym razem jadą na wycieczkę patrzylas za okno mówiąc " o Boże jakie ładne szyszki, O matko jakie widoki!" :)
      :* :* :*

      Usuń
  9. Ranek w domu zaczynam od śniadania (ostatnio owsianka z pomarańczami) i herbaty. W pracy obowiązkowa kawa - ta smakuje najbardziej! Też tak masz?
    A panie z mięsnego to chyba wszystkie dostają odgórny prikaz, że więcj mają ładować wszystkiego. Jak się da to podaję w plasterkach ile czego chcę :)

    A ludzie to już nawet w pociągu ze sobą nie gadają :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. racja racja.
      też tak mam - owszem! :) daje kopa taka kawa! :)
      heheh w plasterkach - to jest dobry pomysł!
      w pociagu tez nie gadają? oj..nie dobrze :) czas to zmienić! :)
      pozdrawiam mocno mocniutko!

      Usuń
  10. Polecam posta o stosunkach między ludzkich i tesknotach za swoim miejscem na ziemi u Home is where the Heart is, z tytułem: Irlandio moja irlandio. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeden dzien a tyle slow..dwa posty. U mnie weekend jest kazdego dnia, poki co ;-) Milo moc zajrzec do Twojej "codziennosci" .. tak poprostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do niej! :) Weekend każdego dnia. idealna sytuacja, prawdA? :):)

      Usuń