wtorek, 21 stycznia 2014

Wszystkiego najlepszego Babciu



Wielki mam sentyment do starszych ludzi.
Nie wiem dlaczego.
Rozczulają mnie.
Ich powolny spokojny ostrożny krok,
Ich ubranie starannie dobrane, takie sprzed czterdziestu lat.
Płaszcz i okrycia głowy latem.
Ich pergaminowe dłonie i twarze,
I takie wyblakłe mądre oczy.
Myślę tak czasem o czym myślą.
Pewnie o tym jak wyglądał tu kiedyś mały sklepik po schodkach gdzie teraz pizzeria świeci neonem
Albo o tym, że im mama w życiu nie pozwoliłaby wyjść tak ubraną jak większość z nas teraz
Współczuje im, że żyją w czasach granicznie innych
Gdzie wartości zupełnie inne rzeczy mają
Gdzie czas szybciej biegnie dla wszystkich tylko nie dla nich
Oni nadal go mają i potrafią się odnaleźć
Rozczula mnie ich elegancja, kindersztuba i ogłada.
Rozczula szacunek z jakim trzymają różaniec i mijają kościół
Myślę, że tylko oni tak naprawdę wiedzą dużo
Wiedzą najważniejsze.
Bo co nam po hossach i otwartych granicach
Jeśli nie mamy czasu na to Co dla nich najpiękniejszym wspomnieniem jest
Rozczula mnie ich osoba czekająca w oknie za firanką
I spontaniczne rozmowy w autobusach z nieznajomą
Bo przecież oni zawsze nadal mają wspólne tematy
Uwielbiam starszych ludzi

Wszystkiego najlepszego Babciu…


piątek, 3 stycznia 2014

Postanawiam...a może nie?



Nagle.
Jak adrenalina. Od stóp do głów. Albo jeszcze lepiej jak  wyjście z samolotu w kraju gdzieś daleko, daleko stąd. Fala ciepła, łaskotek, drżenia. W głowie głosy „otwieraj szybko notatnik, kartkę, Worda, cokolwiek! I pisz”
Więc piszę.
Boże już trzeci! A ja nie mam wypisanych postanowień i celów na ten rok. A przecież tyle ich w głowie. Przecież wszyscy mówią, że to nonsens, że to bez sensu, że i tak się nie sprawdzają. Bo przecież coś około 25go stycznia przypada statystycznie zbadany i zanalizowany dzień, w którym to ponoć wszyscy są najbardziej nieszczęśliwi w roku. Bo nie ma pieniędzy po świętach, bo postanowienia właśnie przestają mieć miejsce, bo załamanie ogólne i wielki dół. 
Na pewno tak nie będzie. Będzie inaczej. Ponoć jak się postanowienia spisze, to jest zupełnie inaczej. To motywuje i kontroluje. Nie jestem przekonana. Ale ok. W ubiegłym roku postanowiłam  jeść więcej zup i biegać. Wyszło. To czemu ma teraz nie wyjść? Tylko nie bardzo wiem jak moje postanowienia ubrać w słowa. Bo ja to bym chciała żyć. Oddychać, biec, uśmiechać się i żyć szczęśliwa. I mimo mojego durnego charakteru i przejmowaniem  się wszystkim za wszystkich, empatią jak stąd do Azji i w ogóle chłonięciem słów innych jak gąbka może to nie wyjść. Sama sobie rzucam kłody pod nogi. No bez sensu.
Więc postanawiam to zakończyć ale w głębi ducha już wiem, że się to nie uda. Już dziś się to nie udało. Choć tylko jedna pani z pracy zapytała czemu to nie jest zrobione. Zapytała mnie. Choć to nie do mnie należy to się przejęłam  i od razu wymyśliłam, że przecież co z tego, że nie do mnie skoro mogę to zrobić. Zaraz potem potoczyła się dobroduszna lawina pomysłów a może w ogóle zrobię to to i jeszcze tamto. Przestań – w duchu się pouczam. I zajmij się wreszcie sobą! Idź pomaluj sobie paznokcie w końcu skoro nie obgryzasz już tydzień! Albo sobie piling z kawy zrób! Coś dla siebie w końcu. A nie. Bądź szczęśliwa. Tylko kurcze ja ciągle nie wiem. Stoję jakby na szczycie górki i nie wiem w która stronę schodzić. Czy tą samą drogą, którą tu weszłam czy może nową, bardziej dostojną, zieloną, na której mniej ludzi a jeśli już są to i tacy widać zadbani, z czasem dla siebie. Nie wiem.
Zadaje sobie to pytanie co ja chce i nie wiem. Jak baba. No nie wiem. 
Lubię jak jest miło i nikt nikomu nie przeszkadza w życiu. Po prostu. Lubię jak po prostu jest dobrze, pozytywnie wszyscy patrzą, nie zazdroszczą, nie psują innym humoru. Czemu tak nie może być? Pytanie przedszkolaka? No i co. Takie mam i takie mnie nurtuje.
Więc dobrze – postanawiam o siebie zadbać. Wewnętrznie i zewnętrznie. Ale nie chce być jak Ci właśnie co umieją „olewać” i niby im prościej w życiu. Lubię to swoje obserwowanie i wczuwanie się.
Już wiem.
Będę jeść ryby. Więcej ryb. I postaram się nie pić kawy rozpuszczalnej. Wezmę sobie do serca mniej znaczy więcej i będę się jeszcze więcej ruszać.
Albo nie.
Może po prostu odpuszczę? Ale jak to się robi?
I będę poróżować. Bo to cieszy  mnie najbardziej.
I może w końcu przestanę się uśmiechać zawsze i będą traktować mnie poważniej.
Albo..Albo będę wolniej mówić i będę miała więcej czasu na zastanowienie się, więc nie będę żałować słów.
A może nawet uda mi się nie przejmować. Nie uda się. No ja takie rzeczy po prostu wiem.
O! Nauczę się angielskiego płynnie tak.
Ahhh nie wiem. Spisać czy nie spisywać? Postanawiać czy też nie.
Może po prostu sobie pożyję?
Napisałam. Adrenalina schodzi…

http://tracizeller.com/blog/wp-content/uploads/2013/10/Another-Year-Lots-of-New-Dreams.jpg
prawdziwyja.blogspot.com